poniedziałek, 4 listopada 2013

Chłopiec z Tatuażem. Rozdział Dwunasty.

Bo tak.


Florence + The Machine - Hurricane Drunk

~


Chłopiec z Tatuażem.
Rozdział Dwunasty.



    Niewygodny był fakt, że najczęściej wymijali się ze względu na pracę. Zazwyczaj, gdy Gerard kończył, to Frank dopiero zaczynał, albo odwrotnie. Mimo to, jakoś zawsze udawało im się znaleźć drobną chwilę, na jakieś pokrzepiające słowo czy po prostu wspólne milczenie. Iero przyzwyczaił się do faktu, że Way przychodził do jego mieszkania, zazwyczaj nawet bez zapowiedzi. Albo wtedy, gdy go o to poprosił, gdyż bywały i takie chwile. Czasem po prostu coś go przejmowało, jakieś nieprzyjemne przeczucie, które mogło być zwalczone jedynie czyjąś obecnością. A mężczyzna cierpliwie przyjeżdżał, choćby i tylko miało to polegać na zamianie kilku słów w progu. Ale to ich uspokajało. Świadomość, że temu drugiemu nic nie grozi, że wszystko jest w porządku. Im zimniejsza pora, tym człowiek bardziej zaczyna tęsknić za tą drugą osobą.

† † †

    Pławili się w bezsensie papierosowego dymu.
    - Frank... - mruknął Gerard, kładąc głowę na brzuchu chłopaka.
    - Tak? - dziwnie się czuł służąc jako podgłówek. Jednak nie dbał o to, było mu wszystko jedno.
    - Jesteś dziwny. I trochę głupi. - oznajmił.
    - Wiem o tym. - westchnął głośno.
    - Jesteś też naiwny. Dziecinny i tchórzliwy. Absurdalny. - kontynuował, gapiąc się w popękany sufit. Wypalił wszystkie swoje papierosy. Nie był z tego powodu zbyt zadowolony.
    - Też o tym wiem. Co chcesz przez to powiedzieć?
    - Że mógłbym cię kochać. Serio. - powiedział to tak, jakby właśnie zdiagnozował u chłopaka jakąś śmiertelną chorobę. Frank zamilkł, biorąc jeden głęboki wdech. Przewrócił się na bok, ściągając z siebie głowę mężczyzny. Zwinął się tak, by jak najmocniej przylegać do czarnowłosego, a ten obrócił się, by mogli patrzeć w swoje oczy. - Zawsze masz takie smutne oczy. - pogładził go dłonią po policzku - Czasem się uśmiechasz, ale nie tak, jak powinno się uśmiechać. - zjechał nią niżej, na wargi chłopaka – ten smutek powoduje, że wyglądasz jeszcze marniej. Masz niedowagę, jesteś niezdrowo blady, twoje tatuaże wyblakły. Nie sypiasz dobrze, masz worki pod oczyma. Jesteś w opłakanym stanie, na pewno nie szczepiłeś się od dawna na cokolwiek. Jesteś strasznie zaniedbany. - położył swoją dłoń na jego ciepłej szyi. Zamilkł na moment. - Jesteś najmniej odpowiednią osobą, na dodatek mnie nienawidzisz, histeryzujesz, panikujesz, ktoś ci grozi, ciągle tylko jest gorzej. Robisz głupoty, twoja psychika jest przeżarta jak po oblaniu kwasem. Ale... mimo to wszystko, jesteś piękny. - skończył mówić i zaczął gładzić kciukiem skórę Franka. Ten zaś leżał i pozwalał mu na to.
    Milczeli tak jeszcze przez dłuższą chwilę.
    - Tak w sumie... to nie byłeś jeszcze u mnie, poza tym dniem, gdzie pogrzebaliśmy twojego psa. - odezwał się Gerard, przerywając ciszę. - Może chciałbyś mnie... odwiedzić? - spytał, zagryzając dolną wargę, co było celowym zabiegiem.
    - Mógłbym. Ostatnio to ty cały czas u mnie siedzisz. Albo raczej leżysz. - mruknął, kładąc swoją dłoń na dłoni Waya. Nie spuszczał wzroku z jego oczu.
    - Mógłbyś u mnie zamieszkać. Miałbyś bliżej do pracy. Więcej byś spał i lepiej byś się odżywiał.
    - Mówisz, że mnie zmienisz? Że nagle, ot tak, zacznę o siebie dbać, jak zawsze wegetowałem w ciszy, czekając ze spokojem na śmierć?
    - Nie ty, ja zacznę o ciebie dbać. Lubię cię. Pragnę. - powiedział i przewrócił się tak, by być nad Frankiem, po czym przyłożył swoje czoło do jego czoła. Chłopak delikatnie uniósł brodę, tak, że ich usta się połączyły, na krótką chwilę. Way zdawał się być odrobinę zaskoczony.
   - Eh, Gee, jesteś moją najpiękniejszą katastrofą. - mruknął Frank i odwrócił głowę w stronę okna.
   - To możesz zacząć się pakować. Na razie tylko najpotrzebniejsze rzeczy, resztą się później zajmiemy. - podniósł się z łóżka i pociągnął chłopaka za rękę. - Dalej, rusz się. Jak masz coś, co się może zepsuć w lodówce to weźmiemy ze sobą.
   - Gdzie ci się tak śpieszy, daj mi chwilę... - obrócił się na brzuch i wsadził twarz w poduszkę. Sapnął.
   - Daleeeej....- przewrócił go znów na plecy.
   - Latasz jak kot z pęcherzem. Idź się wysikać a ja się ogarnę.
   - Dowcipny jak zawsze. - uśmiechnął się do niego i wyszedł z sypialni.
   Frank leniwie zwlekł się z łóżka i rozejrzał dookoła. Z westchnięciem zaczął szukać jakiejś w miarę dużej torby.

† † †

   Właściwie to czuł się dość dziwnie, przekraczając próg mieszkania czarnowłosego. Zatrzymał się na środku obklejonego zdjęciami holu, rozglądał się dookoła, jakby właśnie znalazł się w jakimś muzeum. Istotnie, tak się czuł. Spory, ładny dom. Postawił swoją walizkę przy schodach. Usłyszał, jak Gerard zamyka drzwi od wewnątrz i ściąga z nóg buty. Po chwili przypomniał sobie, że w sumie mógłby zrobić to samo. Way dał mu parę kapci, które były puchate i różowe. Iero nie wnikał, skąd mężczyzna je miał. Pewnych rzeczy wolał nie wiedzieć. Został pociągnięty do salonu i posadzony na kanapie, a gospodarz ulotnił się do kuchni. Na ławie stał ten sam świecznik, z kilkudziesięciu stopionych razem świec, dostrzegł, że doszło kilka nowych. Trochę niepokoiło go zachowanie Gerarda, któremu towarzyszył niewytłumaczony pośpiech. Coś było jak zwykle nie tak.  Spostrzegł, że przed nim na małym podstawku stoi kubek z herbatą, kompletnie nie zauważył, kiedy Gerard postawił go tuż przed nim. Rozejrzał się dookoła, Way stał przy niewielkiej etażerce i coś grzebał przy jej blacie. Po chwili stoliczek skrzypnął, a jego blat odskoczył do góry. Czarnowłosy uśmiechnął się i wyciągnął drewniane pudełeczko.
   - To jest jedna z trzech rzeczy, o których powinieneś wiedzieć mieszkając tutaj. A mianowicie - otworzył pudełko i wyciągnął jego zawartość. - Jedna z dwóch spluw w tym domostwie. - odłożył pudełko i wziął z niego kilka naboi. Poszedł do kanapy i usiadł obok Franka. - Strzelałeś kiedyś? - spytał, ładując magazynek.
   - Z wiatrówki. Z czegoś takiego nigdy. - czarny metal lśnił, dostrzegł na nim delikatne rzeźbienia. Way głaskał broń, jakby była żywą istotą.
   - To nie jest trudne. Odblokować, wycelować, strzelić. - zaprezentował, po czym wystrzelił w regał książkowy. Iero aż podskoczył, zaskoczony, tępy huk dudniał mu w uszach. Way podszedł do półki. - Encyklopedia powszechna. Perfekcyjny strzał, panie Way. - mruknął i wyciągnął nabój z książki. - Chcesz spróbować? Ale będę musiał ci trzymać rękę, bo pewnie byś zestrzelił mi jakiegoś białego kruka. Poza niektórymi encyklopediami, wszystkie książki są jak malutkie, żywe istotki. Nie dobrze jest je krzywdzić.
   - Chcę, ale później. Wydaje mi się, że biorąc pod uwagę wszystko, co się dzieje, powinienem umieć strzelać.
   - Teraz będzie łatwo dostać się do broni. Jak widzisz, że coś się niebezpiecznego dzieje, zwalasz lampkę, nie martw się, kupiłem na targu za grosze, podnosisz blat, otwierasz pudełko, bierzesz i gotowe. Drugi pistolet jest na górze, pokażę ci potem. Podam ci jeszcze numer do Marky'ego i bezpośredni do Barney'a. Marky'ego znasz, Barney to komendant policji. Nie wiem, jakikolwiek pojawia się problem, nie ma mnie zbyt długo a nie masz żadnych wiadomości, ktoś dziwny się kręci wokół domu - dzwonisz. Najpierw do Marky'ego, obgadujecie sytuację, a potem do Barney'a, chyba, że od razu widzisz, że jest syf, to od razu Barney.
   Frank skinął głową.
   - Gerard, co się dzieje? Nie wierzę w to, że tak po prostu z sympatii do mnie kazałeś mi się tu wprowadzić. I teraz mówisz to wszystko. Co jest grane? - mruknął i podkurczył nogi, by móc opleść je rękoma.
   - Nic się nie dzieje. Nic, kompletnie nic.
   - To dlaczego mnie tu ściągnąłeś?
   - Bo nic się nie dzieje.
   Iero darował sobie próby głębszego zrozumienia słów Gerarda. Dostrzegał powagę sytuacji i nie naciskał, wiedział, że Way i tak nie zdradziłby mu żadnych szczegółów. By nie zaczął się znów bać.  Co jednak i tak wywołało u niego niepokój. Wziął kubek z herbatą do ręki i wolno upił jeden łyk.
   - To wszystko jest łatwe. - mruknął mężczyzna i wygiął głowę do tyłu.
   - Wydaje mi się, że nie powiedziałeś mi wszystkiego, gdy spytałem o to dlaczego Gerard Way jest Gerardem Wayem.
   - Oczywiście, że nie opowiedziałem. Frank, żyję jakieś dwadzieścia siedem lat na tym świecie. Potrzebowałbym drugie tyle, by ci wszystko opowiedzieć.
   - Wiesz, o co mi chodzi.
   Way westchnął ciężko i pokiwał głową.
   - Wiem, że się przejmujesz ale...
   - Czuję, że powinienem wiedzieć.
   - Jeśli będzie ważne, to powiem. Moja przeszłość jest czymś, z czym staram się skończyć. Ale to jest we mnie i... sam wiesz, jak to jest z tym co się działo. Po prostu w tobie siedzi. A poza tym, jestem przezorny. Spokojnie, mały... - przyciągnął go do siebie i oplótł ramieniem.
   - Boję się ciebie. - powiedział, prawie szeptem.
   Waya dotknęły te słowa dość mocno, choć Frank nie miał dokładnie tego na myśli. Były niczym wielka szpilka, przeszywająca go na wylot. Mechanicznie jakikolwiek uśmiech zrzedł z jego twarzy, czuł się jakby przegrał walkę. To było dla niego porażką.
   - Nie chciałem, byś się mnie bał. Proszę cię, nie bój się mnie. Tylko nie to. Wszystko, nienawidź mnie, nie ufaj, gardź, ale się mnie nie bój. Ja nie zrobię ci krzywdy.
   - Chciałbym, ale tak po prostu jest... Gerry... Wszystko jest pogmatwane.
   - Shh.... będzie dobrze. Zobaczysz. Obiecuję. A wiesz, że dotrzymuję obietnic.
   Way wymanewrował nimi tak, by oboje leżeli na kanapie. Żaden z nich się nie odzywał, po jakimś czasie Frank po prostu zasnął, ze zmęczenia. Gerard nie dziwił mu się, ponieważ wrócił z drugiej zmiany i z tego co chłopak mówił, wywnioskował. nie udało mu się choćby zdrzemnąć. Głaskał go delikatnie po plecach, starając się nie zastanawiać nad czymkolwiek. Dosyć zmartwień. Sen był dobrą opcją.
   Frank obudził się jako pierwszy, a swoim wierceniem się wybudził również Gerarda. Na dworze było już ciemno, zaczął padać śnieg. Iero obserwował, jak malutkie płatki wolno spadają w dół. Było niesamowicie cicho, o wiele ciszej, niż w jego dzielnicy. Zdawało mu się, że tylko ich oddechy oraz bicie serca mężczyzny zakłócają ciszę. Latarnia rzucała światło na ich szybę. Wszystko zdawało się być takie spokojne.
   Way pocałował go krótko w czubek głowy, co było na tyle silnym impulsem, że oderwał wzrok od okna i podniósł się z miejsca.
   - Masz coś do jedzenia? - spytał, uświadamiając sobie, że jest głodny.
   - Tak. Mogę ci coś ugotować, chyba, że jesteś bardzo głodny, to możemy zrobić jakieś kanapki.
   - Sądzę, że kanapki wystarczą. - uśmiechnął się lekko.
   Potem siedzieli jeszcze i oglądali jakiś dość kiepski film, rozmawiając przy nim o różnych, ciekawszych i mniej ciekawych sprawach. W końcu i tak znów Frank zasnął, więc Gerard z westchnięciem postanowił zanieść go do łóżka. Wziął go na ręce i przeniósł z salonu do sypialni na górze. Iero wybudził się już w momencie, gdy był brany na ręce, lecz udawał, że śpi, nie chcąc przerywać mężczyźnie. Ten zaś przykrył go kocem i pozostawił samego.
   I nie wrócił, aż do rana.



3 komentarze:

  1. Ej, ładne to. a już myślałam, że oni nigdy się do siebie nie zbliżą. miła niespodzianka. chociaż ostatnio trzymam się od frerardów na dystans, zrobiło mi się tak ciepło na serduchu, kiedy to czytałam. twój Gerard jest taki niepodobny do tego, który siedzi w mojej głowie... taki łagodny, ciepły i opiekuńczy. w takiej odsłonie byłabym w stanie mu wszystko wybaczyć i nie dziwię się Frankowi, ze zaczął do niego lgnąć. bo tak jest, prawda? boi się go, ale jednocześnie... na pewno jest ważny. gdyby nie to, nie zamieszkałby z nim.
    tekst zgrabny i przyjemny. dobrze cię czyta.
    kocham cię.
    xo!

    OdpowiedzUsuń
  2. Aww :3 Nareszcie jakieś zbliżenie pomiędzy nimi ;)
    Szkoda tylko, że Frank ma uczucie lęku przed Gerardem (chociaż w sumie, nie dziwię mu się) :(
    Niepokoi mnie również ta sprawa szybkiej przeprowadzki Franka do Gerarda. Nie wiem, jestem starą maniaczką horrorów i kryminałów, może to początkowa schizofrenia, ale... Coś mi tu śmierdzi...

    KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu zbliżyli się do siebie <3 Trochę na początku dziwiłam się, że Frankie pozwalał dotykać się Way'owi albo gdy zbliżył swoje usta do jego. Coraz bardziej mają się ku sobie. Cieszy mnie to :D
    Ja też mam złe przeczucia w związku z tą szybką przeprowadzką. W ogóle, po raz kolejny Iero mnie zdziwił. Byłam przekonana, że Gee będzie musiał go długo przekonywać do zamieszkania u niego, a ten od razu się zgodził. Szok! *.*
    Rozśmieszyły mnie te różowe kapcie. Gerard nie miał innych? XD
    Weny! :)
    xoxo

    OdpowiedzUsuń