sobota, 16 listopada 2013

Chłopiec z Tatuażem. Rozdział Czternasty.

Tak, to koniec.
Zakończenie tej opowieści.
Nie, nie będzie żadnego epilogu, sequela, prequela i tym podobnych rzeczy.
Chłopiec został zakończony z czego jestem niezmiernie dumna, to mój pierwszy dłuższy frerard w życiu, więc zakończenie Chłopca to zakończenie pewnego etapu dla mnie. Żyję pisaniem, żyję opowiadaniami i na pewno z nich nie zrezygnuję, bo kocham pisać, pisanie jest czymś, co mnie trzyma na tym świecie.
Miałam dziś naprawdę dobry dzień.
Podziękowania dla wszystkich, którzy to czytali, komentowali, tych, którzy mnie wspierali i wysłuchiwali, gdy opowiadałam swoje niestworzone dramaty, którym wylewałam żale, którzy mimo wszystko przy mnie zostali, którzy mnie ganili i chwalili. Dla wszystkich, którzy po prostu byli.
To było opowiadanie, które wymagało ode mnie wiele wysiłku. I nie tylko ode mnie.
Z imienia wymienię kilka osób:
Przede wszystkiem Truposza,
Wspaniałą Thalię,
Kochanego Kota,
Niezwykłą Katy,
oraz przekochaną Kingę, przepraszam, że nie pamiętam twojej nazwy. Ale i tak wiesz, że ty to ty.

Wiem, że to opowiadanie było żałosne, a koniec... no cóż, sami zobaczycie jaki. W dodatku  skróciłam całość o jedną scenę, która by wyjaśniła wiele niuansów, ale po prostu - potrzebowałabym wielu rozdziałów więcej, by wszystko zmieścić. A tego nie chciałam.

Florence + the Machine - Leave my Body



~





Chłopiec z Tatuażem.
Rozdział Czternasty. Zakończenie.


      Frank miał miękkie nogi, gdy przekroczyli próg domu, który praktycznie traktował jak własny. Nie pamiętał, kiedy odległość od drzwi do sypialni była dla niego taką daleką. Bał się, a co gorsze, Gerard też i nie potrafił tego zamaskować. Cokolwiek zauważył na spacerze, na pewno nie było to dobrym znakiem. Ale próbowali trzymać się w ryzach. Iero sięgnął do szafki i wyciągnął broń. Zszedł na dół, Gerard stał na środku holu z zamkniętymi oczami, tak, jakby właśnie się modlił. Chłopak nie wiedział, jakie jest nastawienie do wiary mężczyzny, ani też jakie jest jego. Przeżegnał się tak, jak nauczyła go matka i podszedł do czarnowłosego, by go pocałować. Był to bolesny i ciężki pocałunek. Pełen cierpienia i zdecydowanie najgorszy, jaki kiedykolwiek sobie przekazali.
      - Frank, idź już, nim będzie za późno. Masz mało czasu. Z tyłu, w ogrodzie jest furtka, tuż za bukszpanem. Idź mały, będzie dobrze. Spotkamy się u Marky'ego.
      Iero skinął głową i odszedł.
      Gerard jeszcze nigdy nie czuł się tak samotny jak w tamtym momencie. Czuł, jak jego własne serce bije szalonym rytmem, przed oczyma przelatywały mu różne scenariusze. Dłonie trzęsły mu się niemiłosiernie.

      Puk puk.

      Usłyszał pukanie do drzwi. Nie ruszył się z miejsca.

      Puk puk.

      Przycisnął pistolet do swojej klatki piersiowej. Własny oddech zdawał mu się robić zbyt wiele hałasu.

      PUK PUK. 

      Ktoś coraz mocniej napierał na jego drzwi.

      PUK PUK!
      - WAY, DO KURWY NĘDZY OTWIERAJ! PRZEGRAŁEŚ, DUPKU, PRZEGRAŁEŚ! - usłyszał wrzask znienawidzonego głosu, aż włosy zjeżyły mu się na karku. Bał się, ale na swój sposób był pewny siebie.
      Podszedł do drzwi i z całych sił kopnął w zamek, tak, że te otwarły się, a ten kto za nimi stał mocno oberwał w twarz.
     Nagle usłyszał charakterystyczny szczęk odblokowywanego pistoletu, tuż obok swojego ucha.
     Zbladł. Choć i tak wiedział, że przegra, to teraz uświadomił sobie, że się potwornie boi. Miał tylko nadzieję, że Frankowi udało się uciec. To było najważniejsze.
     - Skurwysynie, jeśli myślisz że to koniec, to się grubo mylisz. - wrzeszczał Brandon, zasłaniając ręką złamany nos. Krew skapywała na jego niebieską marynarkę.
      Way milczał. Prychnął jedynie lekceważąco. Celował w mężczyznę pistoletem, choć wiedział, że gdy wystrzeli również dostanie kulkę w głowę. A nie chciał umierać, chciał żyć, bo miał z kim dzielić to życie. A teraz to wszystko się sypało w drobny mak, jak domek z kart czy zamek z piasku. Gdy szedł alejkami, trzymając za rękę swoją miłość, zauważył to. Że są obserwowani w ten charakterystyczny, śmiercionośny sposób. Że to pułapka, która musiała się powieść. Zaklinał się w myślach, że nie poszedł do pracy. Przecież to wszystko mogło być inaczej, mogło tylko jemu grozić niebezpieczeństwo, mógłby umrzeć a Frank... On poradziłby sobie. Chciał w to wierzyć. Miał nadzieję, że już się nie spotkają. Puścił pistolet z ręki, tak, że ten uderzył w stopę mężczyzny, boleśnie miażdżąc mu palce.
      - Ty suko! - wrzasnął mężczyzna i przywalił mu z otwartej dłoni w twarz. - Zapłacisz za to i za wszystko. Za cały twój marny żywot, za to, że zmarnowałeś moje życie i wielu innych osób. Odszczekasz wszystko, będziesz przepraszał na kolanach.
      - Za nic nie przeproszę. - odpowiedział, dumnie podnosząc głowę. - Wszystko co zrobiłem, należało się wam. Chociaż mogłem cię wtedy zabić. Wtedy wszystko byłoby prostsze.
      - Przeprosisz, bo mamy twoją maskotkę. Ptaszynie nie udało się wyfrunąć.
      Way zamarł i na moment przestał oddychać. Poczuł atak paniki, której nie zdołał zamaskować. Skarcił się za to. Zaczął się znów po prostu w duchu modlić. Nie chciał, by Frankowi stało się cokolwiek złego. Bo byłaby to jego wina. Obiecał, że nie zrobi mu krzywdy, a skazał go na nią już na początku. Chciał odrobiny normalności, chciał zacząć  od nowa, ale mu nie wyszło. Nie chciał być sam. Nienawidził samotności. Dał popis egoizmu, który był nie tylko jego porażką.
      - Język ci odjęło? Oh, to źle, bo chciałem ci go wyrwać z tego suczego gardła. - Brandon splunął mu w twarz, na co nie zareagował. - Widzę, że już jesteś pokorny. Siła argumentu, pf. A teraz bądź grzeczny i daj się skuć. Pojedziemy sobie na małą przejażdżkę.
      Wpakowali go do samochodu, sprzedając kilka kopniaków w brzuch. Splunął krwią na tapicerkę, dwójka przypakowanych mężczyzn usiadła po jego obu stronach. Brandon usiadł z przodu, na siedzeniu pasażera. Szofer był jakimś czarnoskórym mężczyzną, którego Way nie kojarzył. Dawno przestał interesować się tymi sprawami, chciał skończyć z robieniem za stróża praw. Wtedy zupełnie nie myślał o tym, że może sprowadzić niebezpieczeństwo na kogoś innego niż on sam. Bo wtedy nie chciał kochać. Ani trochę. Nienawidził uczuć, bo czyniły człowieka słabym. Tak słabym, jak był on w tej chwili. Uwiązany. Bezsilny. Pogrążył prawie cały czarny rynek w mieście, podrzucił policji większość najważniejszych nazwisk.      Był panem i władcą, nikt nie mógł trafić na jego trop.
     Ale potknął się i zrujnował własne życie.
     To wszystko mu się należało.
     Brandon obrócił się w jego stronę.
     - Mam nadzieję, że jesteś wypoczęty. Długa noc przed tobą.
     Auto zatrzymało się.
     Serce Gerarda podeszło mu do gardła.

† † †

      Gdy obudził się, nie miał pojęcia gdzie jest, która jest godzina i co się stało. Dopiero po pewnym czasie przypomniał sobie akcję w domu Way'a, to, że gdy wybiegł coś uderzyło go w tył głowy. Leżał na betonie, w jakimś ciasnym pomieszczeniu, a jedyne światło, jakie do niego dochodziło wypływało ze szpary pod drzwiami. Spróbował się przesunąć, ale w tym momencie zabolały go wszystkie kości. Spróbował ruszyć rękoma, ale były skrępowane, nie potrafił się wyswobodzić z pęt.
     Wyprostował się i spróbował wstać, lecz uderzył głową w sufit.
     Składzik na miotły. To jedyne przyszło mu do głowy. W pomieszczeniu nie było niczego, o co mógłby przeciąć sznury. Ściany były gładkie, pocieranie o podłogę nie przynosiło rezultatów, nie znalazł też niczego pomocnego przy drzwiach.
     Położył się na ziemi, dając sobie spokój.
     Zastanawiał się, co z Gerardem. Bał się o niego bardziej niż o siebie samego, miał złe przeczucia. Zaczął nasłuchiwać jakichkolwiek odgłosów, lecz nic nie słyszał. Dookoła panowała głucha cisza.
     A on mógł tylko leżeć i czekać.
     Nic nie było w stanie oddać tego, jak się czuł. Uwięziony, sam ze swoimi myślami, które podsuwały mu coraz gorsze biegi wydarzeń. Dusił się w myślach, zagryzł dolną wargę tak mocno, że poleciała z niej krew.        Zaczął ją zlizywać, karcąc się za głupotę.
     Wariował.
     Zastanawiał się, czy może po prostu mu się to wszystko nie śni. Że może za chwilę się obudzi i będzie wszystko dobrze, że leży tuż obok Gerarda, albo, że taki ktoś, jak Gerard w ogóle nie istnieje.
     Położył się na plecach, patrząc w ciemny sufit. Marzył o tym, by nagle przestać tak po prostu oddychać. Wolałby umrzeć, niż przeżywać tę całą niepewność. Jego głowa huczała od nadmiaru przeżyć.
     Rozważał, czy nie zacząć krzyczeć o pomoc, ale bał się, że zamiast niej mogłoby się zjawić coś o wiele gorszego.
      Było mu gorąco, pomimo tego, że ktoś zdarł z niego kurtkę, w dodatku nie miał na nogach swoich butów. Bolała go głowa, pulsowała, drażniąc go niemiłosiernie. Przeżywał najgorszą ciszę w swoim życiu.
Nie wiedział, jak długo jeszcze tam leżał, nim usłyszał kroki. Ktoś podszedł do drzwi od schowka i otworzył je kluczem. Chwycił go za ramiona i wyciągnął z kryjówki, podciągnął do góry, tak by stanął na nogach, co mu się nieudolnie udało. Spojrzał w twarz około trzydziestoletniego mężczyzny, który beznamiętnie żuł gumę. Miał włosy do ramion i okulary na nosie. Nie odzywał się ani słowem, a Frank go o nic nie pytał. Był prowadzony po schodach w dół, zauważył, że budynek musiał być budynkiem jakiejś starej firmy, bądź też innej instytucji instytucji. Teraz opuszczony i zrujnowany. Serce mocno waliło mu w piersi, bał się celu swojej podróży.
      Wepchnięto go za drzwi do piwnicy, przekazując innym rękom. Podniósł wzrok i o mały włos nie krzyknął.

      Tam był Gerard.

      Albo raczej tam było to, co z niego pozostało.
      Zakrwawione, posiniaczone, nagie i skute ciało, pozbawione części włosów z głowy. Klęczał, ze spuszczoną głową.

      Żałosny, słaby i poniżony.

      Przegrany.

      - Dobra, Way, ostatnia droga. Koniec. Noc mija, nadchodzi dzień, mam inne sprawy do załatwienia. - Brandon machnął ręką na tego, kto trzymał Franka, a ten pchnął go na podłogę. Powalony, podniósł się trochę, nie chcąc odrywać wzroku od Gerarda. Był zszokowany, a jego serce krwawiło, tak mocno, jak mężczyzna. To był widok, który kruszył wszystko. Iero trząsł się cały, ledwo hamując jakieś gwałtowniejsze reakcje.
      - On... nic... nie... zro-bił. Nic... nie wie. - wydusił Gerard, chrypiąc i opluwając siebie krwią. - Zost-aw g-go.
      - To zależy od niego samego, nie ode mnie. - mężczyzna w niebieskiej marynarce podszedł do Franka i pociągnął go za włosy do tyłu, boleśnie wyginając jego szyję. - Nawet ładny. Jesteś leworęczny czy praworęczny? - spytał, lecz Frank milczał - Mówię coś, odpowiadaj, bo zrobię twemu lubemu dziurę.
     - Prawo. - odpowiedział, przerażony.
     - Zatem wyłamcie mu palce w lewej. - skinął głową na mężczyznę, który wcześniej go trzymał. Ten zaś mocno wygiął rękę Franka do tyłu, Iero próbował się wyrwać, lecz nie mógł. Poczuł przeszywający i rozdzierający ból, zaczął wrzeszczeć, jednocześnie płacząc. Darł się, a ból był nieznośny, pulsujący i cholernie prawdziwy. A jego głos rozdzierał Waya jeszcze bardziej, powodował, że ten czuł się jeszcze podlej, jeszcze gorzej. Jego ostatnie ogniwa pękały, zaczynał umierać z każdą chwilą krzyków chłopaka.  Gdy wykonano polecenie, Frank znów runął na ziemię. Jego ręka pulsowała, krwawiła i bolała go do tego stopnia, że omdlał, jednak szybko go ocucono chluśnięciem wody.
      - Poznęcałbym się nad nim bardziej, ale śpieszy mi się. Ponadto jestem zmęczony, miło mi się z tobą bawiło.
     Way nie słuchał go, zduszony i przerażony. Gdyby jeszcze mógł, to by zapłakał. Ale nie potrafił, nie miał siły nawet podnieść głowy.
     - Teraz, Mały, - zwrócił się do Franka - dostaniesz broń do ręki i zabijesz pana Way'a. To zaszczyt, nie jeden oddałby wszystko za taką możliwość. - chwycił chłopaka za koszulkę i podciągnął ku górze, po czym powlókł po podłodze, bliżej udręczonego Gerarda. Wymanewrował jego ciałem tak, by usiadł, po czym chwycił jego prawą dłoń i wsadził w nią pistolet. Frank opierał się, całymi siłami hamując rękę, jednak gdy z zaskoczenia został kopnięty w brzuch, Brandonowi udało się przyłożyć pistolet do głowy Way'a. - A teraz pociągnij za spust. Niech pan Gerard zostanie zabity przez kogoś, komu ufał najbardziej.
     - F-rank... zrób... to. - wydukał, z trudem podnosząc do góry głowę. Ich spojrzenia spotkały się, Frank aż otworzył z przerażenia usta. Widział tę piękną twarz, teraz zmasakrowaną, pobitą, zapuchniętą.                      Zakrwawione oczy, rozcięte wargi. Spojrzenie, które się bało i przepraszało. Nie było w nim nic z dawnej siły czy dumy. Czarnowłosy przymknął zapuchnięte powieki i czekał na śmierć, drżąc.
     Iero po prostu zaczął płakać, zdając sobie sprawę, że chce to zrobić. Ulżyć cierpieniom ukochanego. Jednak zabijanie kogoś, kogo się kocha jest jedną z najtrudniejszych rzeczy na świecie. Zabić kogoś, kto o ciebie dbał, troszczył się, kto ci pomógł. Kogoś, kto jest jedyną nadzieją. To była najgorsza chwila w jego życiu, czuł pot, który pojawił się na jego ciele. Trząsł się cały.
     - Z-zabij... m-nie... t-teraz-z. Błagam.- po jego twarzy zaczęły spływać łzy, mieszając się z krwią i brudem. Pojedyncze słowa z trudem przechodziły przez jego gardło. Lecz zdobył się jeszcze na dwa, ostatnie i jedyne, co znalazły się w jego głowie. - K-kocham ci-ę...
     - Przepraszam. - wydusił z siebie i spróbował opanować płacz. - Też cię kocham. Żegnaj. Znajdę cię, obiecuję!
     - Dalej, spieszy mi się. Koniec tej opery. - Brandon wyrwał Frankowi z ręki pistolet i strzelił mu w głowę. Gerard nie zdążył krzyknąć.
     Padł.
     Oboje przestali oddychać.


Koniec opowiadania.





15 komentarzy:

  1. No i brawo! Doprowadziłaś mnie do łez! Mam nadzieję, że jesteś z siebie zadowolona! Z niecierpliwością czekałam na każdy kolejny odcinek. Nie chcę, żeby to opowiadanie się kończyło. Ale wiem, co znaczy zamknąć pewien rozdział w swoim życiu i cieszę się, że Ci się to udało. :) To bardzo dobrze, że nie chcesz kończyć z pisaniem. Masz talent i pielęgnuj go w sobie! Nie pozwól, by się zmarnował. Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze na literackiej drodze. Powodzenia! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Borze liściastyyyyy... Ryś, ty chcesz mnie zabić, prawda? ;____;

    No dlaczego, dlaczego to się tak musiało skończyć? Teraz się nie dziwię, że nad tym płakałaś. Ja też nie byłam lepsza ;______;

    Mimo wszystko, cieszę się, że jednak skończyłaś to opowiadanie i jest to dla ciebie bardzo ważne, bo sama dobrze wiem, jak to jest chcieć to zrobić. Póki co mnie się jeszcze niestety nie udało.

    Ale Chłopiec z tatuażem jest naprawdę genialnym opowiadaniem i jestem z ciebie dumna, że je skończyłaś. Brawo C:

    OdpowiedzUsuń
  3. po prostu... nie ważne. po prostu kocham Cię Rysiu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pisałam Ci o tym już jakiś czas temu, ale czuję potrzebę uzewnętrznienia tego, co czuję. Piękno. Widzę i czuję piękno. Potrafię tym oddychać. Pamiętam, że gdy po rozpadzie zaczęłam się uspokajać, czytanie tworów MCRmy przynosiło mi niebywałą ulgę. A Chłopiec był pierwszym opowiadaniem, na które natknęłam się, próbując ogarnąć wzrokiem dość pokaźną listę polskich fanfiction writer. I jejku! Zakochałam się w nim! Co prawda, w międzyczasie narobiłam sobie zaległości, ale wszystko nadrobiłam, tchnięta nastrojem ostatnich rozdziałów, które miałam zaszczyt czytać przedpremierowo. Jestem z Ciebie dumna, Mary. Po prostu. Doprowadziłaś to do końca i cudownie Ci to wyszło. Wszyscy bohaterowie byli tak bardzo realistyczni i wspaniali z tą całą gamą wad, jakie nam zaprezentowałaś w całej krasie.
    Pomimo to, cieszę się, że mogłam to przeczytać. Pomimo tych łez, które jeszcze nie zdążyły spłynąć z moich policzków.
    Dziękuję i gratuluję. To jeden z najlepszych frerardów, jakie czytałam.
    Mam nadzieję, że kolejne Twoje twory będą równie cudowne.
    xoxo Corpse (Kinga, której pseudonimu nikt nie pamięta ;-;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Uff, nie złamałaś mi serca, umarli razem. <3
    Mimo wszystko będę tęsknić za tym opowiadaniem i na pewno do niego wrócę. Jest piękne. Mam nadzieję że pojawi się jeszcze jeden frerard twojego autorstwa, bo uwierz mi, piszesz przewspaniale! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak bardzo nie lubię smutnych zakończeń ;_; Całe to opowiadanie było utrzymane w mrocznym, tajemniczym charakterze, także happy end zupełnie by tu nie pasował. Naprawdę polubiłam tę historię, choć zaczęłam ją czytać dopiero, kiedy była napisana już w połowie. Wszystkie te tajemnice Gerarda, cała jego osobowość dopiero są wyjaśnione w ostatnim, jakże smutnym i brutalnym rozdziale. Mimo całej mojej niechęci do tego typu opowiadań oraz ogólnie do polskich fanfiction, naprawdę ta historia bardzo mi się podobała.

    Teraz czekam na kolejnego frerarda twojego autorstwa. Może takiego mniej smutnego? Życzę duuużo weny! <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Jkby to podsumować... Nie komentowalam kilku ostatnich rozdziałów że względu, ze czekałam na ten ostatni, aby móc wszystko ładnie ująć w słowa. Ale nie wyjdzie ładnie, bo jest w kościele i jestem zła oraz rozgoryczona tym faktem. A ładnie nie wyjdzie, bo mój telefon robi brzydkie literowki oraz zbędne spacje :( czytając powyższe komantarze, zastanawiam się, co jest że mną nie tak, że mnie to nie ruszyło. Bo nie ruszyło w ogóle. Popieram w całości Grzywe. Początek tego opowiadania był... Dość specyficzny, dla mnie szalenie intrygujący. Zapowiadało się na głęboką, zawiła tajemnicę że spektakularnym zakonczeniem. Tutaj niby masz wytłumaczenie, że to pierwszy twój skończony Frerard, podłoże emocjonalne, bla, bla, bla, bla. Znam to, ja też zjebalam pierwsze opowiadanie. Jednak to mnie boli, że te ostatnie rozdziały tak cholernie ci nie wyszły :( Rozumiem powód, naprawdę rozumiem i szanuje. Ten powód jest logiczny i tak dalej. Nic do niego nie mam. To jednak nie ujmuje mojemu rozgoryczeniu :( Najbardziej chyba zabiło mnie stwierdzenie czy też wyznanie podczas ich seksu, że to Mikey zgwałcił Gerarda. Gerard wykazuje początkowe zrozumienie, aby wyznać, że zabilby brata, gdyby ten żył, po czym całą akcja rysuje się tak, że mogłabym podsumować to jednym zdanie: Dobrze, Franciszku, zostales zgwalcony, ale uważaj, bo teraz pcham xD no wiesz, o co mi chodzi 8D ogółem początek opowiadania: zdecydowanie tak, środek: średnio, ale jakoś tak, końcówka: zdecydowane nie z miliardem wykrzyknikow xD chociaż te tortury nie brzmiały źle xD lubię takie torturowanie, krew itd. Czekam aż zaczniesz cos nowego i mimo całej mojej opinii na temat zjebania opowiadania, gratuluję zakończenia tego etapu w życiu, bo to niewątpliwie jest duży krok i osiągnięcie - zakończenie swojego pierwszego opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za tak skromny komentarz, ale na telefonie nie wystrugam więcej :(

      Usuń
  8. Szczerze powiem, że nastawiałam się na coś dłuższego i bardziej emocjonalnego :/ Niby mnie to w jakiś sposób poruszyło, zwłaszcza końcowa metafora - "Oboje przestali oddychać" - wydaje mi się, że w momencie kiedy umarł ukochany, to świat Franka jak gdyby przestał istnieć, nie ma Gerarda, to i nie ma również Frania.
    Mimo wszystko, gratuluję Ci zakończenia tego etapu w Twoim życiu. To Twój pierwszy dłuższy Frerard i wybrnęłaś z niego bardzo sprawnie. Liczę na kolejne opowiadania, jednak tym razem z przyjęciem do siebie wszystkich dobrych rad czytelników. Życzę Ci dużo weny, kochana! Nie przestawaj pisać, wierzę w Ciebie! :*
    Kocham i pozdrawiam serdecznie! <3

    ~~Fun Ghoul~~

    OdpowiedzUsuń
  9. Akurat jak do Ciebie trafiłam to koniec ;< Aczkolwiek mogę teraz wszystko przeczytać od początku do końca bez czekania ;D Będzie tu coś jeszcze?
    Zapraszam do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Po pierwsze - dziękuję za dedyka, serio. Wiem, jestem fatalnym, pechowym Kotem, który nawet nie ruszył dupy, żeby komentować na bieżąco. Wiem, nawrzeszczałam na ciebie. Ale wiedz, że czytałam, tak czy siak. I po tym, co napisałaś, mam ochotę cię udusić.
    JAK MOGŁAŚ NO!?
    Powiem jedno : I did not see that coming.
    Dlaczego z takiego miłego opowiadanka musiałaś na końcu zrobić sieczkę!? Tak, wiem, to w twoim stylu, no ale żeby aż tak? Nic na to nie wskazywało. Sama nie wiem, co mam myśleć. Jak dla mnie akcja pod koniec potoczyła się znacznie za szybko i nie mogłam się we wszystkim połapać. Poza tym zgadzam się z Grzywą i Darsą, niemniej jednak nie było to złe opowiadanie. Mam tylko nieodparte wrażenie, że nie przemyślałaś tego Frerarda. Wydaje mi się, że na początku miałaś inny plan, a pod koniec kompletnie go zmieniłaś. A może tak miało być, nie mnie to rozstrzygać.
    Pisz pisz Detonator, tylko pamiętaj o tym, o czym ci mówiłam! Ja i inni krytykujący naprawdę nie mają na celu cię obrazić, tylko zmobilizować, byś była lepsza.
    Jeszcze raz dzięki za dedyka :).
    xoxo Kot

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie czytam polskich fanfików, ponieważ w 90% są one po prostu denne i nikt, kto choć trochę zna się na tym "gatunku" nie powie mi, że tak nie jest. No więc wchodzę sobie pewnego dnia na jakże przemiłą grupę 'Fanfiction MCRmy' i widzę jakieś nowe opowiadanie. "No okej, czemu nie". Zaczęło się fajnie, naprawdę fajnie. Pomyślałam sobie- drobne niedociągnięcia językowe, przecież nie każdy ma takiego polonistę-sadystę jak ja i nie każda beta bety warta, jakkolwiek przemiłą osobą by nie była. A to, że nie każdy ją ma to już inna historia... Wracając do opowiadania. Na początku mnie wciągnęło. Pierwsze, może, 3 rozdziały. Potem zaczęło się robić trochę cukierkowo i na siłę robiłaś z Gerarda takiego dziwoląga. Frank początkowo był naprawdę interesującą postacią. Miałam nadzieję, że bardziej "wwiercisz" się w ten jego własny świat i będziesz próbowała go z niego wydobyć. Przyznam, że nie pamiętam tak bardzo dokładnie co i kiedy się działo, ale to, że Frank ze skrytego odludka zamienił się raptem w 5 letniego przedszkolaka tulącego się do Gerarda, bo "Gerdziu twój braciszek Majci mnie zgwałcił" "Nie martw się Franiu przetrwamy to, zwalczymy zło całego świata" ostro wyprowadziło mnie z równowagi. Jakąś tam intrygę może i w planach miałaś, ale wyszła ci z tego kompletna chała... A szkoda i to BARDZO. Miałam szczere chęci by dać polskim fanfikom jeszcze jedną szansę, ale niestety po raz kolejny się zawiodłam. Kompletnie nie rozumiem osób, które "płakały" przy tym rozdziale... Też chciało mi się płakać, ale z żalu,ponieważ nie wiedziałam, że z tak fajnego początku da się zrobić coś takiego. Naprawdę współczuję wszystkim, którzy uważają to opowiadanie za szczyt możliwości twórczych.
    Niestety pisanie w naszym języku, w ten sposób aby nie zrobić z tego kolejnego odcinka M jak miłość jest nie lada wyczynem i podziwiam każdego kto tego dokona, ponieważ ja sama nie jestem w stanie i może mam jakieś pomysły na ff, i może (patrząc na poziom) komuś tam przypadłyby one do gustu, ale trzeba też mieć trochę samokrytyki i coś w stylu "to mój pierwszy ff dlatego jest taki beznadziejny" albo "trudny okres w życiu" niczego nie tłumaczy. To się nazywa writer's block - nie jestem teraz w stanie stworzyć czegoś z czego będę dumna, i to tak naprawdę dumna, to tego nie robię.
    Mam nadzieję, że kiedyś otworzysz sobie na spokojnie Worda, wkleisz tam to ff i napiszesz historię tych pięknych postaci które wykreowałaś w pierwszym rozdziale. Życzę ci tego z całego serca i czekam na "Chłopca 2.0" (nawet jeśli miałoby to być za kilka lat...)
    Trzymaj się, xo.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie będę się rozpisywała, bo to co chciałam zawrzeć w moim komentarzu, napisała Grzywa, Darsa i Kicia.
    Chłopiec podobał mi się na początku, później niestety przestał.
    Opowiadanie zakończyło się tragicznie, obaj zginęli. Zawsze, gdy tak się dzieje wybucham płaczem, jednak nie tym razem. Za mało emocji było.
    Mam nadzieję, że szybko zaczniesz nowy projekt i udowodnisz nam, że stać Cię na więcej :)
    Życzę dużo weny!
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  13. 31 year old Account Coordinator Janaye Klejin, hailing from Owen Sound enjoys watching movies like Red Lights and Skiing. Took a trip to Archaeological Site of Atapuerca and drives a Expedition. Idz tutaj

    OdpowiedzUsuń