piątek, 11 października 2013

Chłopiec z Tatuażem. Rozdział Dziewiąty.

Nie mam pomysłu na jakieś przedmowy. Rozdział zbetowała kochana Firefly Kid. Ona jest wspaniała. Truposz, przepraszam, bardzo chciało mi się coś dodać.
+ która wersja szablonu wam się bardziej podoba? poprzednia czy ta?

PIOSENKA:

Radiohead - Prove Yourself
~

Chłopiec z Tatuażem.
Rozdział Dziewiąty.


Frank, jak zwykle ze spokojem, polerował kieliszki. Cóż, może „ze spokojem” to zbyt wiele powiedziane, ponieważ każdy jego mięsień, każda część ciała i szara komórka skupiona była na wyłapywaniu rzeczy, które mogły być niepokojące. Obserwował każdego, kto wchodził do baru, przyglądał się zachowaniu i gdy dostrzegał potencjalne zagrożenie, odsuwał się trochę na bok. Gerard powiedział mu, że ma uważać, więc tak robił. Mężczyzna był starszy i pomimo całej nienawiści, jaką żywił do niego, słuchał. Niektóre rzeczy wydawały mu się nawet rozsądne, być może z powodu własnej naiwności, jednak nie wnikał. Miał dosyć rozmyślania nad słusznością działań. To męczyło.
Way’a pochłaniała praca w księgarni, którą darzył jakiegoś rodzaju sentymentem. Całymi dniami przesiadywał na ladzie i gdy nie było ruchu – czytał. Było to dla niego niezwykle przyjemne, odrywało go od ziemi i zanosiło w inną krainę. Zazwyczaj lektury dobierał sobie na oślep, chwytając tę, która akurat leżała pod ręką. Nie poświęcał zbyt wiele czasu sprawie Franka, nie miał zupełnie pomysłu, z jakiej strony ją ugryźć. Chodził tylko codziennie do baru i zadawał jedno pytanie: ,,Czy spotkało cię dziś coś niepokojącego?”. A Frank zazwyczaj odpowiadał: ,,Niespecjalnie”. Tak więc niezbyt mieli powody do rozmów. A Way jakoś ich potrzebował, obudziła się w nim pewna dawno uśpiona część.
Jeffrey próbował dociec, dlaczego Frank nie był w pracy, jednak cały czas był skutecznie spławiany. Pogroził więc tylko, że Iero ma tak nie robić, bo ‘poważnie rozważy jego funkcję’, jednak nie miał takiego zamiaru. Po chłopaku widać było zmęczenie; ciągłe napięcie źle na niego wpływało, co nie umknęło jego przełożonemu. Każdy jednak miał swoje sprawy na głowie, nie było wystarczająco wiele czasu, by dogłębnie analizować czyjeś problemy.  

† † †

Siedział na ławce z zamkniętymi powiekami i moknął. Woda spływała po jego włosach, twarzy, wsiąkała w płaszcz, a on nie ruszał się z miejsca. Nie miał pojęcia, co ze sobą zrobić, nie miał ani weny, ani energii. Miał zacząć pracować nad nowym komiksem, jednak miał w głowie tylko pustkę. Sam był jedną, wielką pustką. Ktoś usiadł obok niego i pogłaskał jego włosy. Poczuł woń alkoholu. Tylko jedna osoba lubiła dotykać jego włosy i tylko jednej pozwalał na to. Wychudzonemu, prawie zawsze pijanemu punkowi.
- Marky… - wymruczał i westchnął cicho, nie otwierając oczu.
- Cześć, Gerd. – odpowiedział punk i pociągnął kolejnego łyka ze swojej piersiówki. – Jak zwykle się nie pomyliłeś.
Uśmiechnął się lekko.
- Stęskniłeś się? – spytał, leniwie przeciągając słowa. Ciągle jednak nie otwierał oczu. Wiedział, jak wyglądał młody mężczyzna. Zastanawiało go tylko, skąd się tu wziął.
- Nie, w sumie to nie. Nie miałem czasu, zresztą, kto by za tobą tęsknił, dupku. – pociągnął łyka z piersiówki i westchnął ciężko.
- Pijesz, znowu masz jakąś niestworzoną depresję i przyszedłeś się pożalić? – spytał pogardliwie i w końcu otwarł powieki.
- Nie, fiucie jeden. – Marky prychnął śmiechem, przestał, zauważając, że niestety, wypił już wszystko.
- Zatem chcesz się pieprzyć? Czy może poprzytulać, mały skubańcu?
Chłopak zamilkł na moment, zastanawiając się.
- Chcę się napić jeszcze trochę. Mam ochotę być cholernie nietrzeźwą osobą.
- To typowe dla kogoś takiego jak Marky Whittaker. Po co tu przyszedłeś? Po co ci jestem tym razem?
- Nie piję z byle kim. Gerdu, ty byle kim dla mnie nie jesteś.
Gerard uśmiechnął się, przechylił i pocałował rudowłosego, z nieukrywanym zadowoleniem. To był jeden z jego ulubionych towarzyszy i właśnie kogoś takiego dziś potrzebował. Cieszył się.
- Nie chcę się nawalić. A zwłaszcza z  tobą. A tak się kończy jedna druga naszych spotkań. – Way westchnął i zmierzwił dłonią włosy.
- A co? Wolałbyś by się skończyło tak, jak ta druga połowa? – młody mężczyzna oblizał swoją górną wargę i również poprawił swoją fryzurę.
- Myślałem, że ostatnio kogoś sobie znalazłeś i dlatego cię nie widywałem. Widuję cię tylko wtedy, gdy aktualnie cieszysz się byciem wolnym strzelcem. A ja nie chcę cię ustrzelić, wiesz o tym.
Marky zaśmiał się i chwycił go za głowę, by złożyć na jego ustach krótki pocałunek.
- Nic nie szkodzi. I istotnie, mam kogoś. Ale pamiętasz moje życiowe motto? – spytał, uważnie przyglądając się oczom czarnowłosego. Były dokładnie takie, jak je zapamiętał. Pogładził kosmyk czarnych włosów.
- Czasem można o czymś zapomnieć. -  wyrecytował.
- Masz zatem odpowiedź.
- Dziwka.

† † †

W końcu jednak i tak trafili do przypadkowego baru, usiedli na narożnej kanapie i zaczęli rozmawiać, wolno popijając piwo. Nie śpieszyło im się, jak zwykle mówili sobie to, co się z nimi działo w tym czasie, synchronizując swoje losy ze sobą. Znali się od bardzo dawna, zawsze jednak ich spotkania były chaotyczne i przypadkowe. Pomimo tego, że mieszkali w jednym mieście, potrafili nie odzywać się do siebie przez rok, by potem przez tydzień zarywać noce.
Lokal był przyjemny i zatłoczony. W mieście, w godzinach nocnych, rzadko który nie miał ruchu. Tu było to normalne, że w wieczory wychodzono na ulice, zrzucając z siebie maski. Takie było niepisane prawo, każdy musiał się pojawić.
Im dłużej ze sobą przebywali, tym rozmawiali z większą intensywnością. Nie skupiali się na alkoholu, lecz na dyskusji. O sztuce, o śmierci, o wszystkim, języki ich tańczyły nawiązując nić porozumienia. Po jakimś czasie Gerard przestał pić, choć na koncie miał dopiero drugie piwo, nie chcąc być zbyt nietrzeźwym i na chwilę zamknął usta. Dostrzegł dwie znajome sylwetki siedzące przy barze, rozmawiające ze sobą. Zmroziło go, jego myśli zatrzymały się na moment. Zesztywniał. Marky dostrzegł to na jego twarzy.
- Marky, mogę cię o coś poprosić? – spytał i przełknął ślinę, nie spuszczając wzroku z siedzących postaci.
- Tak. Zrobię, co zechcesz. – odpowiedział bez wahania i spojrzał w tę samą stronę co mężczyzna.
- Idź i z całej siły przywal temu gościowi w niebieskiej marynarce. Tak, by się przewrócił na ziemię. – przygryzł wargę i spojrzał na Whittakera, który skinął głową, wyciągnął z kieszeni zgrabny kastet i już miał wstać od stołu, lecz Gerard chlusnął w niego piwem, oblewając jego czarną koszulkę.
- Co ty teraz odwalasz? – spytał, oburzony zachowaniem czarnowłosego.
- Musisz udawać jeszcze bardziej pijanego niż jesteś. Dodałem ci nieco zapachu. – odpowiedział ze spokojem. – To musi być szybka i dobra akcja. Zrób zamieszanie, zrozumiałeś?
Punk uśmiechnął się.
- Zamieszanie to moja specjalność. Wyciągnij mnie potem z aresztu, jeśli mnie za to wsadzą.
Gerard pokiwał głową i gestem nakazał mu działać. Sam również wstał i skręcił w stronę wyjścia, by dotrzeć do lady nieco okrężną drogą. Przy niej siedział chłopak w czerwonej bluzie i mężczyzna w niebieskiej marynarce, do którego chwiejnym krokiem podchodził Marky. Kątem oka obserwował Waya, czekając na sygnał. Gdy już niewiele dzieliło go od chłopaka, skinął na Whittakera głową, a ten zgrabnie zaatakował, wykrzykując coś pijacko i przewracając mężczyznę na ziemię.
Gerard szybko chwycił chłopaka i wyszarpnął go z miejsca. Trzymał go mocno za ramię i gorączkowo wyprowadzał z lokalu.
- Zostaw mnie! Puszczaj! – wrzeszczał młodszy, który był nikim innym, jak tylko Frankiem. Miał jednak drobny problem z rozpoznaniem Gerarda, z powodu procentów, którymi przesiąknięta była jego krew.
Udało mu się wyciągnąć Iero z baru, po czym wepchnąć go do pierwszej napotkanej taksówki. Sam również wsiadł, nie zważając na obelgi i przekleństwa ze strony Franka.
- Lavender Lane. – mruknął do kierowcy, a ten skinął głową i ruszyli z miejsca.
- Gerard, co ty do kurwy nędzy odwalasz? – spytał Frank, gdy udało mu się rozpoznać mężczyznę. Nieco oprzytomniał.
- Ty mi raczej powiedz, co ty odwalasz. Rozmawiałeś z tym gościem w marynarce? Przedstawiłeś mu się?
Iero milczał, przez co Gerard z nerwów tracił cierpliwość.
- Nie milcz, tylko mów! – chwycił Franka za ramię i obrócił w swoją stronę. Przyciągnął go do siebie, by zmusić go do patrzenia prosto w oczy. Iero odrobinę się przestraszył, lecz był zbyt pijany, by wiedzieć, dlaczego.
- Nie… ja nic mu nie powiedziałem… nic - czknął i przewrócił oczyma. – Może-mym wraccać?
Way odetchnął z ulgą, jednak ciągle czuł zimny pot na swojej skórze. Przyciągnął chłopaka do siebie i objął go ramieniem.
- Nawet nie wiesz, co mogło ci się stać, mały. A teraz jedziemy do domu i pójdziesz spać, dobrze? – odór alkoholu był wprost powalający i pewnie skrzywiłby się, gdyby sam nie był też dość nietrzeźwy.
- Dobrze… - mruknął Frank, a jego głowa opadła ciężko na ramię Gerarda.
Światła miasta od czasu do czasu raziły ich po oczach, a oni nie odzywali się do siebie słowem. Radio nadawało Brendan’s Death Song, powoli usypiając Franka. Opierał się jednak temu jak tylko potrafił, czekając, aż okolica zacznie wydawać mu się znajoma. Chciał się już znaleźć w swoim łóżku. 

The nights are long,
but the years are short,
when you're alive.
Way back when,
would never be again,
it was a time
It's gonna catch you,
so glad I met you,
to walk the line.

W końcu auto zatrzymało się i kierowca zażądał zapłaty. Gerard dał mu pieniądze, po czym wyszedł i pomógł Frankowi wysiąść. Jednak gdy ten zaczął stawiać chwiejne kroki, zrezygnował ze wsparcia i po prostu przełożył go sobie przez ramię jak worek ziemniaków. Cieszył się, że nie zaniechał starania o dobrą kondycję. Czasem się przydawała.
Posadził Franka na ziemi i zaczął przetrząsać jego kieszenie w poszukiwaniu kluczy. Darował sobie rozmowę z nim, gdyż ten prawie przysypiał na siedząco. W końcu znalazł to, co chciał i otworzył drzwi. Objął chłopaka i wprowadził po omacku do jego sypialni. Zostawił go na łóżku i cofnął się, by zamknąć drzwi, po drodze zapalił też światło w korytarzyku. Frank zdążył w tym czasie się położyć i skopać z nóg buty. Way ściągnął mu jeszcze bluzę, na rzecz nakrycia kocem. Zabrał buty i położył je w holu, po czym usiadł pod drzwiami, zastanawiając się, co dalej. Dostrzegł porozrzucane zdjęcia na podłodze sypialni, przesunął się więc bliżej wejścia do niej i zagarnął kilka. Pierwsze było zdjęciem Franka, musiało mieć nie więcej niż dwa lata. Chłopak stał, wspierając się na gitarze. Wyglądał na rozbawionego. Drugie było zdjęciem jeziora, trzecie zaś przedstawiało dwóch przytulających się chłopaków. Jednego nie było widać, lecz Gerard domyślił się, że był to Frank. Drugi zaś był wyższy, o blond włosach a u jego stóp leżała deskorolka. Miał przymknięte oczy i uśmiechał się lekko. Wyglądali tak, jakby wcale nie byli świadomi tego, że ktoś ich sfotografował. Odwrócił zdjęcie i dostrzegł niewyraźny podpis: 

 ‘ Chcę tęsknić, ale tylko wtedy, gdy wiem, że w końcu i tak wrócisz.’ – Jake, II Lato.

Schował tę fotografię do kieszeni i spojrzał w stronę Franka, który zasnął na dobre. Wyglądało na to, że było to jedyne łóżko w mieszkaniu. Było jednak spore, a skulony Frank pozostawił sporo miejsca obok siebie. Gerard zdawał sobie sprawę, ile ryzykuje takim pomysłem. Ale jemu też tak po prostu chciało się spać. Ostrożnie położył się obok, starając się być jak najdalej od chłopaka, chcąc zachować jakieś pozory prywatności. Nie chciał wracać do siebie. Uznał, że będzie najbezpieczniej, jak dzisiejszą noc spędzą ze sobą. Miał tylko nadzieję, że Roger, gdyż tak miał na imię mężczyzna w marynarce, niczego nie chciał od chłopaka. Że tylko rozmawiali ze sobą tak po prostu, że chłopak nie został jakkolwiek rozpoznany i że nie wzbudził zainteresowania. Bo gdyby tak się stało, oznaczałoby to kłopoty. Way zdawał sobie sprawę z tego, że nagłe zniknięcie Iero z baru mogło być podejrzane i mogło wywołać niechciane skutki, lecz to i tak było lepsze niż przypadkowe i niekontrolowane wplątanie się w tarapaty. Rozmowy z ludźmi mającymi w garści miasto nigdy nie były dobrym pomysłem.






5 komentarzy:

  1. ty wiesz wszystko, co ja myślę o tym opowiadaniu. wiesz też, że jestem zbyt leniwa, żeby napisać coś sensownego. więc napiszę tylko że kocham ciebie i kocham to opowiadanie <3 chociaż generalnie wciąż czuję się jak Gerd, który dostaje w mordę od Franka.
    xoxo!

    OdpowiedzUsuń
  2. masz coś do punków, Grzywciu?

    OdpowiedzUsuń
  3. Po przeczytaniu tego rozdziału, nasuwają mi się trzy pytania, a mianowicie:
    1. Kim, DO CHOLERY, jest Roger?! o.O
    2. Co w tej fotografii zaciekawiło Gerarda do tej pory, że postanowił ją TAK SOBIE PO PROSTU WZIĄĆ od Franka (i to bez pytania)?
    3. Gerard i Marky... Skoro Marky ma kogoś, a Gerard lata teraz za Frankiem, a to ma być Frerard i w ogóle oni się albo pieprzą albo upijają... A zresztą :P Nie ma pytania :3 Ważne, że Gee ma przyjaciela. Ja nic nie mam do punków, oni są zajebiści <3
    Czekam na następny rozdział, przy tym- mam nadzieję- odpowiedzi na moje pytania :3
    xoxo

    PS U mnie na blogu jest już prolog nowego opowiadania, a dzisiaj powinien pojawić się pierwszy rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dochodzę do wniosku, że każdy twój kolejny rozdział tego opowiadania jest intrygujący. Miło, że Gerard tak troszczy się o Franka, broniąc go przed tym całym Rogerem (swoją drogą jestem bardzo ciekawa kim owy mężczyzna jest), lecz nadal mam nieco obawy do tego czy zamiary Gerarda są dobre. Coś jest w nim niepokojącego, co sprawia, że w pewnych momentach boję się o biednego Franka. Mam nadzieję, że wkrótce rozwiążesz moją zagadkę: czy Gerard bardziej przypomina Sherlocka Holmesa czy seryjnego zabójcę?

    Pisz dalej, bo już nie mogę się doczekać kolejnej części! ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawa jest ta postać Marky’ego. Śmieszna była ta akcja z jego udziałem. Tylko zastanawia mnie dlaczego Gerard nie mógł normalnie podejść i zabrać stamtąd Franka? No i jakie niebezpieczeństwo mogło spotkać Iero ze strony tego gościa w niebieskiej marynarce?
    Nie mogę doczekać się reakcji Franka po przebudzeniu, gdy zobaczy Gee obok siebie xD Będzie wpierdol? xD
    xoxo

    OdpowiedzUsuń