poniedziałek, 30 września 2013

Chłopiec z Tatuażem. Rozdział Ósmy.

Hej wam, jest mega dziwnie.
Wróciłam do no-life'ów, napisałam dwa rozdziały Chłopca odręcznie w zeszycie podczas mojej nieinternetowości. W ogóle, mam już dobry zarys fabuły i... normalnie aż chce mi się pisać. Mam przed sobą wyzwanie, jakim jest doprowadzenie tego opowiadania do końca. Na początku miało to mieć z 15 części ale... teraz może mieć ponad 20. Zależy jak mi się będzie pisało. I nie wiem czy to powód dla was do radości. A ten rozdział jest póki co chyba najdłuższy.
Co jak co - hejtujcie sobie Gerarda, ale ja go UWIELBIAM <3. Strasznie. Po raz pierwszy tak bardzo lubię jakiegoś własnego bohatera.
Moi bohaterowie nie zachowują się i nie są skonstruowani bez celu - Frank nie bez powodu jest ciotowatą babą, a Gee zaborczym dupkiem - to nie tylko nieumiejętność mojego stylu, ale to potem się przekonacie <3

Piosenka do rozdziału - nie cierpię jej linii melodycznej, jest irytująca i upierdliwa dla mnie. Ale... tekst. Jest bardzo ładny. I pasuje.
Koniec pitolenia.

Arcade Fire - Reflektor

~



Der Junge mit einem Tattoo.
(nie no, taki żarcik na dobry początek, bo wszyscy kochamy niemiecki <3 )




Chłopiec z Tatuażem.
Rozdział Ósmy.




Nie wychodził od kilku dni z domu, a wszystko pamiętał jak przez mgłę. Większość czasu spędzał zakopany pod kołdrą, bądź też siedział na parapecie kuchennego okna. Potrzebował chwili, by ochłonąć i pomyśleć. Przeanalizować wszystko, co stało się na przeciągu ostatnich pięciu lat, chociaż każde wspomnienie raniło go jeszcze bardziej. Plus był jednak taki, że już się uspokoił. Co prawda ciągle był dobity i czuł się jak potrącony kot, ale spokojny. Jak nigdy. Najgorzej jednak było nocami, których nie mógł przespać. Tracił wtedy spokój i opanowanie, miotał się w pościeli, uderzając pięściami w materac. Był zły na samego siebie, do tego stopnia, że w końcu zrobił sobie krzywdę, nie potrafiąc zatrzymać w sobie wszystkich emocji. Wbijał paznokcie w swoje ciało i szarpał, raz za razem, półprzytomny i zrozpaczony. Słaby. Chciał o tym zapomnieć, jednak pulsujący ból z wierzchu prawej dłoni mu o tym przypominał. Zdarł z niej skórę. Wiedział, że już nigdy w życiu tego nie zrobi, że to głupota. Krzywdzenie samego siebie. Jednak pozostanie mu blizna, która będzie wwiercać się w jego podświadomość, ciążyć na nim jak klątwa. Frank, który okazał się słaby. Tchórzliwy. Nie potrafiący poradzić sobie ze swoimi błahymi problemami. Brzydził się siebie.
Porozrzucane fotografie zajmowały większą część podłogi w jego pokoju. Wyciągał je z albumów, oglądał każdą po kolei, czasem zdarzało mu się przy nich płakać. Jednak na swój sposób było mu lepiej, leczył się nimi, chociaż nie zawsze pomagały. Czasem przechodziły przez jego psychikę jak stada malutkich żyletek i kaleczyły to, co jeszcze było w nim dobre. Niektóre wzmacniały go, dawały jakąś nadzieję. Rozmawiał z ludźmi z fotografii, niektóre z nich przytulał, jakby były żywymi postaciami. Wyobrażał sobie, że jest z nimi, przypominał sobie głosy i zapachy, cierpiał i uśmiechał się. Potrzebował kogoś, a miał tylko stare zdjęcia. I naprawdę je kochał.
Nie odbierał telefonów, choć naliczył ich ponad trzydzieści. Nie miał ochoty na rozmowę z nikim, ani z Jeffrey'em, ani tym bardziej z Gerardem. Siedział w swojej małej fortecy, bo chciał być sam. Potrzebował ciszy. Pił tyko herbatę i obserwował ludzi za oknem. Czuł się trochę jak duch, nikt go nie zauważał, a on zauważał każdego. I nikt nie interesował się słoikiem z ziemią, który stał sobie obok latarni, porzucony i czekający albo na zniszczenie, albo na nową szansę.
Nowej szansy nie miał zamiaru dawać mu Frank, tym bardziej osobie, która mu go podarowała. Nie przejmował się już Way'em, przecież jasno dał mu do zrozumienia, co o tym wszystkim myśli. Nie chciał wchodzić w takie relacje, a zwłaszcza z Gerardem. Nie był gotowy.
Piątego dnia swojego niezapowiedzianego urlopu postanowił wrócić do żywych. Wykąpał się, ubrał jakoś bardziej normalnie, zabrał pieniądze i wyszedł z domu. Zdziwił go chłód panujący na zewnątrz. Po chwili przypomniał sobie, że przecież wkrótce przyjdzie zima. Postanowił jeszcze nie odwiedzać baru, spodziewając się nieciekawej reakcji Jeffrey’a, z powodu, że rozpłynął się jak kamfora, nie informując o tym nikogo. Co dziwne, jego pracodawca nie miał w bazie jego adresu, co Frank traktował jak zbawienie. Wypłatę zawsze brał w gotówce, nie sprawiał problemów więc niepełne papiery nigdy nie były problemem. Iero doszedł do wniosku, że teraz pewnie niestety zostanie przyciśnięty.
Udało mu się zamienić parę słów z sympatyczną kasjerką, co nieco podniosło go na duchu. Nie był nią zainteresowany, ale przecież rozmawianie wcale nie musi oznaczać flirtu. Trochę inaczej odebrał to chłopak dziewczyny, który stał w kolejce tuż za Frankiem. Na szczęście Iero potrafił szybko biegać, nie miał ochoty na wdawanie się w bójki. Zmarznięty wrócił do domu i wstawił wodę na herbatę, wyciągnął z szafy najgrubszy sweter i włożył go na siebie, chcąc się szybko rozgrzać. Usłyszał dzwonek do drzwi, przez co lekko się zaniepokoił. Miał nadzieję, że to tylko właściciel przyszedł w sprawie czynszu.
W jego drzwiach stał listonosz, wyciągając w jego stronę podkładkę z kartą potwierdzenia odbioru. Podpisał i zabrał polecony list z coraz gorszymi obawami co do jego zawartości. Nie otwarł go od razu, postanowił najpierw wypić herbatę. Nie było to najlepszym pomysłem, gdyż każdy kolejny łyk przechodził przez jego gardło niczym kawałki gruzu. Odstawił kubek i drżącą ręką sięgnął po kopertę. Rozszarpał ją i wyciągnął list.
Otwarły mu się usta, lecz szybko je zamknął, by przełknąć ślinę.

Na kartce wydrukowane było jedno zdanie, a kartka usiana była brązowo-czerwonymi kleksami.

Takimi, jakie pozostawia kapiąca krew.

Przeczytał tekst po raz kolejny, a słowa obijały się o jego świadomość, niczym uwięziony w klatce tygrys.

Uważaj na truciznę, bo stanie ci się krzywda i to niedługo. Przekonasz się na własnej skórze.

To tylko głupi żart, drugi, bardzo głupi żart. – powtarzał, chcąc się uspokoić. Zdenerwował się, a na jego skórze pojawił się zimny pot. Nie miał pojęcia, jak się zachować. Powinien się bać, czy może raczej nie przejmować się wiadomością? Zaczął głęboko oddychać i nerwowo krążyć po kuchni, szukając odpowiedzi, której nie znał.
Po dłuższej chwili usłyszał kolejny dzwonek a serce w jego piersi zatrzymało się na moment. Podszedł do drzwi, lecz zatrzymał się w pewnej odległości, by w razie czego mieć pole manewru. Jego nogi trzęsły się niemiłosiernie a warga pobielała mu od tego, że od dłuższego czasu mocno ją przygryzał.
Osoba po drugiej stronie nie odpuszczała, cierpliwie maltretowała niewielki przycisk u drzwi, po chwili zmieniając taktykę na donośne walenie pięścią w drzwi.
- Frank, wiem, że tam jesteś, proszę cię otwórz! – usłyszał znajomy, znienawidzony głos, który go tylko rozzłościł. Bał się, a to był TYLKO Gerard. TYLKO. – Frank? Wszystko w porządku?
- Tak, wszystko jest kurewsko w porządku! – ze złością kopnął nogą w stojącą nieopodal torbę. Chwycił się za włosy i uklęknął na ziemi.
- Dostałeś coś? – Gerard starał się brzmieć jak najłagodniej.
- Ta, okres. Daj mi spokój! - burknął niezadowolony.
- Jeffrey mnie do ciebie wysłał. Martwi się, cholera jasna, wszyscy się martwią. Wiem, że masz to w dupie, ja też bym miał. Chcę cię… przeprosić? Nie, to żałosne z mojej strony. I tak byś to olał. Chociaż mogłeś odebrać choć jeden telefon… z resztą, nie wiem… - było słychać, że również osunął się na ziemię.
- Gerard, zdajesz sobie sprawę z tego, że cię nienawidzę? – spytał i westchnął głośno.
- Wiem.
- Wiesz, że nie chcę cię widzieć?
- Wiem. I zgodnie z twoimi chęciami mnie nie widzisz. – zauważył nieco zgryźliwie, co nie było celowe, lecz po prostu leżało w jego naturze.
- I wcale nie muszę z tobą rozmawiać. – chciał, by Gerard sobie poszedł, czując się jednak bezpieczniej z wiedzą, że ktoś oprócz niego tu jest i jest, można powiedzieć, po jego stronie. Bał się tej krótkiej groźby i tego, co obiecywała.
- Ale jednak to robisz. – Way był mistrzem wyprowadzania ludzi z równowagi, lecz Franka nie było w stanie nic ruszyć. Zbyt wiele wszystkiego na raz. Po raz kolejny.
Wepchnął przez szparę pod drzwiami tę przeklętą kartkę i znów zaczął się trząść. Gerard podniósł ją i zaczął oglądać.
 - Nienawidzę cię całym sercem i najchętniej bym cię utopił. – wydeklamował Frank, a jego głos nieco zadrżał. – Dzisiaj dostałem to i wiesz? Boję się, cholernie się boję i Gerry… nie wiem co mam zrobić. – schował twarz w dłoniach i przysunął się bliżej futryny.
Gerard milczał przez moment.
- Mógłbyś to zgłosić na policję… - wymruczał po chwili. – ale ja bym ci radził po prostu uważać, unikać zaułków i tak dalej… Nie wiadomo do czego zdolna jest ta osoba, która ci to wysłała i o co jej dokładnie chodzi. Sprawdzaj co jesz, nie, to głupie. Tu na pewno nie chodzi o coś tak banalnego.
- To jest groźba, prawda? – spytał, choć był świadomy jaka jest odpowiedź. Miał jednak nadzieję, że czarnowłosy odpowie inaczej.
- Tak, to jest groźba. – odpowiedział i oddał kartkę.
- Ktoś mi grozi? – jego głos był jakby zduszony, a to przez to, że hamował ze wszystkich sił atak paniki, który coraz bardziej w nim wzrastał.
- Tak. – potwierdził cierpliwie.
- Wiesz kto to? – spytał, oplatając rękoma kolana. Bujał się delikatnie, niczym dziecko z autyzmem.
- Nie, ale jeśli chcesz, mogę spróbować się dowiedzieć. Nie jestem wcale takim złym detektywem. – Iero nie widział go, mimo to był pewien, że Way się uśmiecha.
Zamilkł na chwilę, zastanawiając się.
- A czego będziesz chciał w zamian? – podniósł się z ziemi i odsunął trochę od drzwi.
- Na razie tylko tego, abyś mi otworzył.

† † †


Siedzieli w kuchni, w milczeniu popijając herbatę. Od momentu, gdy przekroczyli próg domu, Gerard nie odezwał się słowem. Frank próbował opanowywać od czasu do czasu targające nim dreszcze. Jedne powodowały wydarzenia dzisiejszego dnia, drugie echa przeszłości. Iero był spięty i czuł się fatalnie, cisza mu tym razem nie pomagała. Czuł się jak owca, która wpuściła wilka do owczarni. I tak w rzeczywistości było, a Way pasował do tej roli. Drapieżny, dumny i bezczelnie pewny siebie. Arogancki i pragnący tylko swojego dobra, zaspokojenia swoich żądz, taki był w oczach Franka. Był po prostu dupkiem.
Gdy mężczyzna opróżnił swój kubek, oparł się wygodnie i zaczął przeprowadzać swój wywiad.
- Pierwsze, najbardziej oklepane pytanie: masz wrogów? – wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni, chcąc zapalić jednego.
- Wydaje mi się, że nie. Staram się żyć cicho, w cieniu. – odpowiedział spokojnie. – Nie pal tutaj. – dodał po chwili.
- W czyim cieniu? – spytał niemal błyskawicznie, z niezadowoleniem chowając paczkę do kieszeni. Zmierzwił ręką włosy, które i tak z powrotem rozsypały mu się na twarz, w nieładzie. Westchnął.
- Nie miałem na myśli nikogo. – Frank był nieco zaskoczony. – Nie łap mnie za słówka.
- Słowa zazwyczaj wybierasz podświadomie, mają one ogromne znaczenie. Obawiaj się tych, co mówią powoli i dokładnie.
- Czyli ciebie. – podsumował Iero i wypił herbatę do końca.
- Może. – uśmiechnął się lekko, lecz po chwili spoważniał. – Wracając, może jednak żyjesz w cieniu kogoś innego? Może tego całego Jeffrey’a? Dobrze się dogadujecie? – dociekał, stresując Franka. Nie za bardzo było mu to na rękę, że chłopak był tak bardzo spięty. Obawiał się, że może to fatalnie wpłynąć na ich opłakane relacje, które szczerze go bawiły. Bywał podłą osobą.
- Jeffrey jest moim jedynym przyjacielem i jest mi jak ojciec. Był przy mnie gdy inni się odwrócili i wyciągnął mnie z bagna, bronił mnie przed krzywdami. – odpowiedział, mocno akcentując wyrazy.
- A kto miałby cię skrzywdzić? – Way rzucał pytaniami z zaskakującą łatwością.
Iero zamilkł, nie wiedząc co odpowiedzieć. Nie był gotowy na to pytanie, z resztą, nie był gotowy na żadne pytania, które jednak zobowiązał się przyjąć. Zawarł swego rodzaju umowę i chcąc nie chcąc, musiał się z niej wywiązywać. Przełknął ślinę, zestresowany.
- Nie tylko określeni ludzie krzywdzą. – powiedział, a Gerard zmarszczył brwi i skinął głową.
- Rozumiem. Czy sądzisz… że… nie wiem jak to zabrzmi, czy sądzisz, że to, co może się zdarzyć, może być podobne do czegoś, co już przeszedłeś? – pochylił się i oparł łokcie na stole. Nie spuszczał wzroku z Franka, uważnie obserwując każdy jego gest, każde drżenie i starał się jak najwięcej wyczytać z tego, co nie było widoczne na pierwszy rzut oka. Chłopak milczał, próbując zamaskować iskrę, która błysnęła w jego oku. Tę iskrę przesiąkniętą przerażeniem.
- Nie… nie wydaje mi się. - zadrżał lekko.
- Wiem, że zostałeś kiedyś… skrzywdzony. Nie wiem jak dokładnie, ale wiem, że ktoś zrobił ci coś złego. – próbował być delikatny, lecz średnio mu to wychodziło.
- Gerard. – powiedział ostro, jego mięśnie się spięły a panika jakby zanikła – To już jest moja sprawa, moje wspomnienia. Jeśli to faktycznie ma związek z tamtym… incydentem, to wiedz, że wiem jak się obronić. To znane zło, analizowane już zbyt wiele razy.
- Jak wolisz. Ale wiedz, że cokolwiek powiesz, zostanie tylko w twojej – położył palec na czole Franka a następnie przeniósł go na własną skroń - i mojej głowie.
- Właśnie tego się obawiam. – westchnął zrezygnowany chłopak i wstał z miejsca, mając zamiar zacząć zmywać. Chciał czymś zająć ręce.
Gerard cały czas przyglądał mu się z boku, zamyślony. Chłonął jego sylwetkę, obserwował drobne dłonie uwijające się wśród piany. Przestał analizować problem, na rzecz obserwacji wychudłego ciała, które nawet w paskudnym swetrze miało coś przyciągającego. Nie zauważył tego wcześniej, albo przynajmniej nie przywiązywał do tego takiej wagi. Lubił Franka. Na swój sposób lubił też jego ciało. Gdy Iero skończył wycierać kubki, oderwał się z marzeń, szukając kolejnego pytania.
- Może masz jakieś skojarzenia, przypuszczenia, jakieś wolne myśli, które naszły cię i nachodzą, gdy pomyślisz o tym liście? - spytał, a Frank znów usiadł naprzeciwko niego. Miał ładne, duże oczy, nadające twarzy dziecięcego wyglądu. Gerard uśmiechnął się, gdy to sobie uświadomił.
Chłopak milczał, opierając się na stoliku.
- Plamy wyglądają jakby były zrobione krwią. Zastanawia mnie, czy to krew ludzka czy zwierzęca, czy może jakieś artystyczne narzędzie. – powiedział po chwili namysłu.
- Dobre. Jednak dochodzenie do tego byłoby męczące i bezcelowe. Coś jeszcze?
- Nie, to chyba wszystko. – Spojrzał za okno, na zewnętrznym parapecie spacerował sobie brązowawy gołąb, stukając szponami w metal. Uśmiechnął się słabo.
- Chcesz mi coś jeszcze powiedzieć? – spytał, a w jego głosie zabrzmiała troska, co zdziwiło Franka.
- Nie… już dość się nagadaliśmy. – stwierdził ostro, znów przybierając odpychającą postawę.
- Zatem, jeśli chcesz, pójdę już. – wstał z krzesła i skierował się w stronę wyjścia. Zatrzymał się jednak w pół kroku – Masz jakąś broń? Umiesz się bronić?
- Umiem się bić. – odpowiedział Frank i strzyknął kostkami u rąk.
Gerard uśmiechnął się szeroko.
- To do zobaczenia Franku. Dziękuję za rozmowę.


~
Uwięziony w wiązce, w wiązce światła
Samotny w ciemności, ciemności w bieli
Zakochaliśmy się w sobie, stojąc samotnie na scenie
W wieku refleksji

Pomiędzy nocą, nocą a świtem
Pomiędzy królestwem, żyjących i umarłych
Jeśli to niebo
Nie wiem po co istnieje
Jeśli nie mogę Cię tam znaleźć
Nie obchodzi mnie to

Myślałem, że odnalazłem drogę aby wejść do środka
To tylko odbicie (to tylko odbicie)
Myślałem, że odnalazłem łącznik
To tylko odbicie (to tylko odbicie)

Teraz, sygnały które wysłaliśmy znowu są odbijane
Ciągle jesteśmy połączeni, ale czy jesteśmy chociaż przyjaciółmi?
Zakochaliśmy się kiedy miałem dziewiętnaście lat
I byłem wpatrzony w ekran

Pomiędzy nocą, nocą a świtem
Pomiędzy królestwem, żyjących i umarłych
Jeśli to niebo
To potrzebuję czegoś więcej
Tylko miejsca w którym mógłbym być sam
Bo jesteś moim domem


~ Arcade Fire - ,,Reflektor''

5 komentarzy:

  1. Jakoś niezbyt ogarniam całą tę akcję, ale nie wiem, czy po prostu jest tak, bo... jest i będzie lub nie wyjaśnione coś dalej, czy zwyczajnie przeoczyłam jakiś element wcześniej. A może zapomniałam? Nie mam pojęcia, ale na swój sposób to opowiadanie jakoś mnie tam intryguje, więc bardzo się cieszę, że masz chęci na pisanie i czas, żeby to robić, mi ledwo na sen starcza. Także podziwiam i czekam na dalsze części Chłopczyka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mimo że opowiadanie jest zagmatwane i w wielu momentach niezrozumiałe dla mnie - należy ono do moich ulubionych. Kocham takie niewyjaśnione akcje, owiane tajemnicą, psychiczni bohaterowie z intrygującymi charakterami :3 Aż człowiek pragnie brnąć w to głębiej, aby rozwikłać tajemnicę, doszukiwać się słów kluczy. Co tu dużo gadać? Końcówka dialogu chłopaków mnie rozwaliła xD Już sobie wyobrażam ten zaciesz, kiedy Franuś wspomniał o tym, że umie się bić :3
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  3. Podsumowując całą moją dzisiejszą lekturę twojego opowiadania nasuwa mi się tylko jedno- intrygujące. Tak ładnie ujmujesz tą tajemnicę krążącą zarówno w samej osobie Gerarda, jak i też w przeszłości Franka. Ciekawi mnie kim tak naprawdę jest Way, bo w pewnych momentach przypomina mi Sherlocka Holmesa, w kolejnych zwykłego artystę patrzącego na świat zupełnie inaczej niż inni, a później nieco psychicznego mordercę, który lubi bawić się swoimi ofiarami. A Frank to taki zagubiony dzieciak, bardzo skrzywdzony w przeszłości.
    O, i używasz takich fajnych porównań czasem, że aż się chce dalej w to brnąc. No cóż, mogę powiedzieć, że ten intrygujący tytuł nie zawiódł mnie, to naprawdę dobre opowiadanie i obiecuję czytać kolejne części. Już nie mogę się doczekać następnych intrygujących zdarzeń. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej to... najcieplejszy komentarz, jaki kiedykolwiek dostałam. Dziękuję :)

      Usuń
  4. Rozdział świetny, intrygujący :) Zastanawia mnie czy ta groźba była napisana krwią, ale to raczej jest nieistotne.
    Ja nie umiałabym się okaleczać tak jak zrobił to Frank. Za bardzo boję się bólu.
    Dosyć ładny tekst piosenki i to piękne zdanie po niemiecku xD Tak, wszyscy kochamy niemiecki, ja w szczególności </3
    xoxo

    OdpowiedzUsuń