poniedziałek, 16 września 2013

Tylko Chwilę. Wersja Druga.

To jest opowiadanie, które poprawiłam i zdecydowałam, że wstawię. Pierwszą wersję znajdziecie tu: http://the-way-to-the-morgue.blogspot.com/2012/10/tylko-chwile-one-shot.html
Mam zamiar popoprawiać niektóre ze starych opowiadań, np. Requiem by było nieco lepsze. Odrestaurować je.
Ósmy rozdział pojawi się za jakieś dwa tygodnie, Cry pojawi się wtedy, kiedy postanowię zebrać wszystkie bohomazy z mojego brudnopisu. A jest to zadanie niełatwe.
I w ogóle... ostatnio jest tak fajnie <3
Mam nadzieję że... będzie wam się podobać ta wersja. Dla mnie jest lepsza.
Wielkie podziękowania dla Pigosa, który mi to zbetował <3 <3 <3

Z OKAZJI ROKU SZKOLNEGO ~


~

Ile jesteś wstanie obiecać za….
Tylko Chwilę





- ...Gerard! - usłyszał swoje imię, po czym ktoś nagle uderzył dłońmi w jego ławkę. Podskoczył, zdezorientowany i wybity z sennego transu.  – Słuchałeś tego, co przed chwilką wyjaśniałem?
- Nie, panie profesorze. - odpowiedział Way bez ogródek. Nauczyciel zmarszczył gniewnie brwi, zniżył się, by jego oczy znalazły się na poziomie oczu ucznia. Zgromił chłopaka wzrokiem, jednak na marne, gdyż nie potrafił opanować błąkającego się na ustach uśmiechu.
- Zatem czuj się zaszczycony, że specjalnie dla ciebie zostanę po lekcjach i dopilnuję, że będziesz znał doskonale omawiane wzory. Tak, że jakbym cię obudził o trzeciej nad ranem, to byś mi je wyśpiewał na melodię ,,Wśród nocnej ciszy’’. - pozostali uczniowie zaśmiali się. Profesor Iero był jednym z niewielu nauczycieli, których uczniowie naprawdę lubili. Wszyscy przepadali za fizyką. Niski, czarnowłosy mężczyzna, wiecznie chodzący w bluzkach z długim rękawem. Przysłaniały bowiem one znaki z dawnego życia owego człowieka, z którym to skończył.
- Tak jest, proszę pana profesora. - chłopak przytaknął, starając się, by nie uzewnętrznić żadnych swoich emocji, które targały jego myślami.
- Zatem reszta może się spakować, dzisiaj macie już spokój. Na pracę domową macie do dokończenia pozostałe podpunkty z zadania czwartego. – powiedział, lecz uczniowie już go nie słuchali, pochłonięci pakowaniem swoich plecaków. - Way usiądź sobie wygodnie, bo posiedzisz tu jeszcze trochę. - Fizyk zaczął zmazywać tablicę.
Pozostali licealiści, nieco hałaśliwie, ale szybko wyszli z klasy i rozeszli się, każdy w swoją stronę. Lekcja fizyki z panem Franklinem Iero była ich ostatnią tego dnia. Ten zaś usiadł na biurku, w dodatku po turecku, bez ceregieli opierając na blacie znoszone tenisówki. Wyraz jego twarzy zmienił się na nieco bardziej poważny. Westchnął.
- Gerry, powiedz mi. Co się z tobą dzieje? Jestem przecież twoim wychowawcą. – nauczyciel spojrzał pobłażliwie na ucznia, który powoli zaczynał się coraz bardziej spinać.
- Myślałem, że mieliśmy powtarzać fizykę… - mruknął, starając się oddalić niewygodny temat.
- Nie do końca chodzi o to. Ostatnio na lekcjach jesteś albo zupełnie nieobecny, albo rysujesz coś w swoim zeszycie. Ja rozumiem, że fizyka, chociaż jest cudowna to ciebie nie kręci, ale nie możesz jej zlewać. Na innych lekcjach podobno zachowujesz się podobnie  – zrobił krótką pauzę. - Jeśli coś cię męczy, możesz mi powiedzieć.
Gerard pokiwał głową, starając się nie patrzeć na nauczyciela. To wszystko było dla niego zbyt krępujące, zbyt… osobiste. Spojrzenie prosto w oczy było nie na miejscu. Pan Iero zszedł z biurka i przykucnął przy jego stoliku, tak, by móc jednak nawiązać kontakt wzrokowy. Nie miał wyjścia, więc  dał się przejrzeć miodowym tęczówkom. One go znały i on znał je. Właśnie jego spojrzenie zdradziło wszystko, co chciał zataić.
- Ktoś cię skrzywdził? - spytał, modulując swój głos tak, by brzmiał jak najdelikatniej.
Gerard pokręcił energicznie głową i odwrócił wzrok. Czuł się zmęczony tą całą sytuacją, zrobiło mu się gorąco i czuł, że jego koszula od mundurka nasiąka potem.
- Wiesz, że możesz mi zaufać i cokolwiek powiesz, nikt inny się o tym nie dowie?
- Wiem, proszę pana. – próbował przywrócić sobie spokój, opanować tańczące hormony i stres.
- Nie mów mi per pan, formalnie skończyliśmy zajęcia. Frank, po prostu Frank. – czuł całe napięcie, pod jakim znajdował się jego uczeń, chciał je przełamać. Znał Gerarda dobrze, znał takie dzieci jak on.  Takie dzieci nie miały przyjaciół. Starał się je wspierać, pomagać im, wiedząc, jak bardzo jest to ważne. Way musiał w końcu pęknąć, mur jaki stworzył wokół siebie musiał zostać zburzony. Zbyt wiele napięcia niszczyło, Iero zdawał sobie bardzo dobrze z tego sprawę. – Może… może dręczy cię coś… delikatniejszego?
- Co masz na myśli? – spytał, dziwnie się czując bez ciągłego dodawania słowa ‘pan’ w każdym zdaniu, jednak odrobinę lepiej.
- No wiesz… - przewrócił znacząco oczyma. – Chodzi mi o to, czy może nie jesteś zakochany.
Gerardowi stanęła gula w gardle, a mięśnie spięły się gwałtownie. To wystarczyło, by został przejrzany. Nie było sensu, by kłamał.
- Tak, jestem od bardzo dawna zakochany. – suchość w przełyku stała się nagle nie do wytrzymania. Przełknął ślinę, czekając na reakcje nauczyciela.
Ten zaś uśmiechnął się radośnie, jego nastrój był zupełnie odmienny od humoru Way’a, który sięgnął dna. Nie widział w tym nic radosnego.
- Jest tego warta? Wie o tym, że ją kochasz? – czuł się o wiele lepiej zdając sobie sprawę, że nie chodzi o coś poważniejszego i niebezpieczniejszego.  Z czegoś takiego, jak zadurzenie miłosne dało się wyjść i to bez szwanku. Gerard był bezpieczny.
- Tak byłoby prościej, ale… to nie jest ona. – wypalił i wziął głęboki wdech. Zdawało mu się, że podczas tej rozmowy w ogóle nie oddychał.
- Rozumiem… to też nie jest źle. Będzie dobrze, Gerry. - Wpakował się na bardzo delikatny grunt, lecz nie czuł się niekomfortowo. Znał ten temat. – Pewnie studiowanie jego sylwetki zajmuje ci tyle czasu, że musisz poświęcać na to czas na lekcji i rysować w zeszycie? Wiesz, po zajęciach twoje rysunki mogłyby być równie dobre, jeśli nie lepsze niż te szkolne. – wrócił do pierwszego tematu, próbując podroczyć się z uczniem. – A on… jest też… no wiesz. – znów przewrócił znacząco oczyma. Gerard uśmiechnął się, zdając sobie sprawę z tego, że wyglądało to całkiem zabawnie.
Po chwili spoważniał i zamyślił się. Serce łomotało mu w piersi i nie potrafił opanować czerwonego koloru, który na dobre zagościł na jego twarzy.
- Nie wiem, czy… też woli facetów. – powiedział, ostrożnie dobierając słowa. Ściskał rękaw swojej marynarki, miętosząc go w dłoni. Gdy był w niekomfortowej sytuacji pierwszą rzeczą jaką robił, to szukał zajęcia dla rąk. To zawsze go nieco uspokajało. - Chyba mógłby być bardziej biseksualistą.
- Spróbuj z nim porozmawiać w takim razie, ale pamiętaj, że przyjaźń zawsze musi być w pierwszej kolejności. Bez niej miłość bywa wybrakowana. – wstał i usiadł na stoliku Gerarda, gdyż od kucania zdrętwiały mu nogi. Uśmiechał się delikatnie, rozluźniony.
- Mówi, że jest przyjacielem, ale… to trochę inny rodzaj przyjaźni. - Gerard mówił powoli, patrząc w podłogę. Starał się, by jego czarne włosy zasłaniały mu twarz. - Rozmawiam z nim. Dużo. W każdy poniedziałek, środę i czwartek.
 - Przyprowadź go do  Rock’n’rolls Coffe, mają fajne koncerty w piątki. Podobają się nawet tym, którzy muzyki na co dzień nie słuchają. – próbował rozładować  atmosferę, która zrobiła się nad wyraz gęsta dla młodego Waya. Ten rzadko otwierał się przed kimkolwiek, Frank bardzo cenił to, że uczeń mu tak mocno zaufał.
- On na nie przychodzi. Nie zawsze, ale czasem go widuję.
- Więc macie już wspólny grunt do rozmów. Kochasz muzykę, prawda? – Gerard podniósł w końcu głowę, by móc po prostu obserwować swojego nauczyciela, którego wzrok utkwiony był w suficie.
- Tak, jest wspaniała. – pokiwał głową, a pan Iero uśmiechnął się szeroko.
- Człowiek kochający muzykę to wrażliwy człowiek, naprawdę. Jeśli obiekt twych westchnień odwzajemni twoje uczucie, to masz wielkie szczęście. Jest on muzykiem? Gra na czymś? – dociekał, czując, że Gerard odrobinę się rozluźnił.
- Był muzykiem… znaczy, ciągle jest, w głębi siebie. – zamilkł, zbierając słowa i układając je w zdania. - Ale przestał grać, zajął się czymś innym, sądzę jednak, że tęskni za grą.
Mężczyzna westchnął. Przekręcił delikatnie głowę i zamyślił się.
- Byłem na jego koncercie, kiedy byłem o wiele młodszy. – ciągnął dalej, popchnięty jakimś impulsem.  - Przestraszyłem się go. Był… pełen energii, taki żywy. Biegał po scenie i krzyczał, był niczym pan i władca – przerwał na moment, próbując poukładać wszystkie wspomnienia, które do niego wróciły - Kamizelka, biała koszula i czerwony krawat. Rękawiczki bez palców. Tak był ubrany. Na początku nie przepadałem za nim, w jakiś sposób mnie przerażał, bo był nieopanowany. Nie dało się go wpasować w szablony, zdziczały i nieokiełznany żywioł.  Dwa lata temu widziałem nagranie z tego samego koncertu. I się zakochałem. – skończył mówić i odetchnął głęboko. Słowa pulsowały w jego czaszce, trzęsły mu się z nerwów dłonie.
Iero miał przeczucie, że czegoś nie wyłapał między słowami chłopaka. Że coś mu uciekło, jakiś szczegół. Widząc jednak stan, w jakim się znajdował chłopak, wolał nie prosić, by powtórzył jeszcze raz to, co powiedział. Pokiwał tylko ze zrozumieniem głową, jednak gdy chciał coś powiedzieć, Gerard odezwał się jeszcze raz:
 - Dlaczego pan nie wie kto to? Nie pamięta pan go? – nerwowo zmierzwił ręką włosy. Nie zdążył powstrzymać swojego języka przed wypowiedzeniem tych słów. Pewna jego część była zdenerwowana.
- Mam problem z przypomnie… - zamilkł i zbladł. Dotarło do niego to, co skryte było między wersami. Oniemiał. Że też tego nie zauważył. Nie zorientował się, że fakt, że został tak dopuszczony do wnętrza chłopaka miał swoje drugie dno. Jak mógł dopuścić, że stało się coś takiego. Był nauczycielem fizyki, a ta sytuacja wymagała sprawnego myślenia i sporej dozy logiki. Musiał coś zrobić, jakoś zareagować. Jeśli by teraz wyszedł, mogło by być tylko gorzej. Nie chciał zranić swojego ucznia, który był dla niego niemalże przyjacielem. Zrobiło mu się gorąco, a język nie chciał powiedzieć niczego sensownego. Zrobił kilka głębokich wdechów i zmierzwił ręką włosy.
- To może ja-ja już p-pójdę… - jąkał się młody Way i również stracił kolory. Cieszył się, że siedzi, bo gdyby nie krzesło, jego miękkie nogi nie pozwoliłyby mu ustać. Odwrócił wzrok i zaczął pakować piórnik do torby.
- Nie, Gerry. Zostań. – odparł Fizyk z powagą w głosie. Chwycił twarz ucznia w dłonie, by zmusić go do patrzenia prosto w swoje oczy. Powoli zaczął mówić. - Ja już nie jestem tamtą osobą, w której się zakochałeś. Jestem starszy. Jestem twoim nauczycielem. Tamtego Franka nie ma.
- Powiedział pan, że mogę panu powiedzieć wszystko, a pan mi pomoże. Więc proszę pana o pomoc. Chcę, by… – spuścił wzrok, nie był w stanie utrzymać ciężaru spojrzenia - by tamten chłopak odwzajemnił moje uczucie, bo… ja go po prostu kocham, jak nikogo innego. Jak nikogo nigdy.
- Wiesz... Nie mam pojęcia, jak ci pomóc. – westchnął ciężko, chcąc jednak jakoś wywiązać się z obietnicy. Zawsze dotrzymywał obietnic. - On nie zna uczuć. Tylko wtedy gdy gra na gitarze, pokazuje coś z głębi siebie. Ciężko było z nim żyć, dlatego odszedł. Dlatego go nie ma. Nie chciał być problemem.
- Nie byłby nim… ja bym go kochał, nie potrafię… nie potrafię normalnie funkcjonować, to stało się obsesją. On jest idealny, wspaniały. Oddałbym wszystko za choćby i chwilę z nim, choćby moment. – był po prostu smutny i zawiedziony, mówił jednak szybko i ekspresywnie. Pomimo to z  jego głosu biło gorzkie rozczarowanie przepełnione swego rodzaju cierpieniem. Bo istotnie, pewna jego część cierpiała. A przez tą część cierpiało i całe ciało.
- Może wrócić na chwilę… - zaryzykował nauczyciel.  - Tylko na chwilę. I on z tobą nigdy nie będzie, a ty nie będziesz z nim. Musisz zamknąć ten rozdział, Gerry. Zrobisz to? Znajdziesz sobie inną miłość?
- Nie chcę innego uczucia. To miłość, ta miłość jest… chora i idealna. - odpowiedział i znów spojrzał w miodowe tęczówki. Spodziewał się ujrzeć w nich złość, lecz jedyną rzeczą jaką dostrzegł było zrozumienie i ciepło, które spowodowało, że resztka sił opuściła jego ciało. Utonął we spojrzeniu, zadrżał.
- Możesz dostać tylko chwilę. Tylko. Nic więcej. – był skupiony, obawiał się tego, co mogło się stać.
Gerard westchnął ciężko, czuł, że w jego kanalikach gromadzą się ciężkie łzy. Zatrzymał je, nie chcąc, by wydostały się na zewnątrz. Był rozczarowany.
- Chcę tej chwili. – oświadczył, niemalże uroczyście. – Chcę, by mnie dostrzegł.
- Zamknij oczy i… nie otwieraj. Dostrzeże cię, a potem zniknie już na zawsze i będziesz musiał żyć dalej. Uczyć się. Rysować, śpiewać…on kochał sztukę. W destrukcyjny sposób. Kochał siłę, więc i ty bądź silny. Postaraj się uznać to za koniec, szczęśliwy koniec. – ściszył głos, mówił prawie szeptem, a Gerard po prostu nie wytrzymał i pozwolił łzom wydostać się na zewnątrz. Frank starł je kciukiem, najczulej, jak tylko potrafił. – Zamknij oczy, Gerardzie. – poprosił, a Way posłusznie wykonał polecenie.
Poczuł ciepły oddech na swojej twarzy, przez co przeszedł go przyjemny dreszcz, a potem uczucie nosa, który otarł się o jego nos. Złączone, niemalże agresywnie, wargi prawie doprowadziły go do orgazmu. Przestał oddychać na tę chwilę, chciał, by ona trwała wiecznie. Chciał zapamiętać każdy szczegół. Wyobrażał sobie, że właśnie całuje tamtego chłopaka, tego perfekcyjnego szaleńca ze sceny. Czuł się szczęśliwy i smutny jednocześnie, pełen skrajności. W końcu wyczuł pustkę, poruszył wargami, rozpaczliwie szukając tych drugich, lecz ich nie znalazł. Otworzył oczy i napotkał wzrok nauczyciela. Przytulił się do dłoni, która wciąż przytknięta była do jego policzka. Była cudownie ciepła i taka prawdziwa.
- Kazałem zamknąć oczy, nie musiałeś nie oddychać. - zaśmiał się krótko nauczyciel, spokojny i uśmiechnięty jak zawsze.
Gerard mu odpowiedział, ni to śmiejąc się, ni to płacząc. Wiedział co się stało i zdawał sobie sprawę z tego, że będzie to pamiętać jeszcze przez długi czas, jeśli nie do końca życia. Powoli wstał z krzesła, na drżących nogach, a Frank zabrał swoje dłonie z jego ciała. Way poczuł pustkę, która go ukłuła. Nie wiedział, czy kiedykolwiek jeszcze poczuje coś takiego.
- Będę za nim tęsknił. – wyszeptał i powoli skierował się w stronę wyjścia, ze spuszczoną głową.
- On za tobą też. - zapewnił go nauczyciel, wciąż siedząc na ławce. - Tylko nie zapomnij o tym, co obiecałeś.
- Nie zapomnę. Nigdy. – wyszedł z klasy i pobiegł w stronę wyjścia. Dostrzegł tylko, jak jego autobus odjeżdża w wytyczoną drogę. Spojrzał w stronę okien od klasy fizycznej. Nie dostrzegł w nich niczyjej sylwetki. To nieco podniosło go na duchu.




~

Wiecie? Znalazłam wspaniałych ludzi.

3 komentarze:

  1. Ojejku! Jakie to było smutne i piękne zarazem! <3 Niespełniona miłość, impuls chwili. Trochę krótkie, ale cudowne!
    Kocham Twoje opowiadania! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. miło było wrócić do tego shota, dzięki Ci za niego. <3
    kocham xoxo

    OdpowiedzUsuń
  3. Za krótkie i mogłoby być lepiej napisane. Pomysł świetny.
    Pierwszy raz czytam frerarda, gdzie Iero jest nauczycielem, a Way uczniem. Zawsze było na odwrót xD
    xoxo

    OdpowiedzUsuń