poniedziałek, 28 października 2013

Chłopiec z Tatuażem. Rozdział Jedenasty.

Wiem, że rozdział miał się pojawić w zeszłym tygodniu, ale ja i moja beta miałyśmy poślizgi ze względu na mój brak dostępu do normalnego programu do pisania. Także, wielkie przepraszam i jeszcze raz przepraszam.
Uwaga, poniżej mogą wystąpić treści powszechnie uznawane za wulgarne:


KURWA JAK JA NIE CIERPIĘ TEGO POSRANEGO OFFICE!
CZY KTOŚ DO JASNEJ CHOLERY WIE JAK WYŁĄCZYĆ TAK NA AMEN TĘ CAŁĄ NUMERACJE? NIE MOGĘ PRZEZ TO NORMALNIE PISAĆ DIALOGÓW!

Koniec.
Ah, z tego wszystkiego nie dałam piosenki.

Florence + The Machine - Falling


~



Chłopiec z Tatuażem.
Rozdział Jedenasty.



      Frank obudził się w nocy, po chwili do niego dotarło, że jego telefon nieznośnie głośno wibruje na biurku. Sięgnął po niego, nie podnosząc się z miejsca i nacisnął zieloną słuchawkę. Nie do końca docierało do niego to, co robił. Był jeszcze półśpiący, jednak głos dobiegający z drugiej strony całkowicie przywrócił go do żywych.
     - Halo?
     - Gerard? Wszystko w porządku? – spytał, zaniepokojony i automatycznie podniósł się do pozycji siedzącej. Jego serce waliło mu w piersi.
     - Tak, wydaje mi się, że tak. – głos miał trochę osowiały.
     - Wydaje ci się, czy jest? – spojrzał w stronę okna. Na zewnątrz paliły się latarnie, księżyc pilnował nieba. Był jeszcze środek nocy.
     - Zadajesz dobre pytania. – pochwalił go. – Więc powiedzmy, że wszystko jest w porządku. Albo raczej załóżmy na potrzeby rozmowy.
     - Gee, wiesz, że jest środek nocy? – przetarł dłonią oczy, był trochę niezadowolony z powodu pobudki. Będzie miał problem, by znów zasnąć.
     - Oh, naprawdę? A przed chwilą było jeszcze jasno. – westchnął.
     - Dlaczego zadzwoniłeś tak późno? – nie spodziewał się sensownej odpowiedzi na to pytanie.
     - Bo chcę z tobą porozmawiać. – odpowiedział, starannie wymawiając poszczególne wyrazy.
     - No… dobrze. – był nieco zaskoczony i miał ochotę być niemiłym, jednak darował to sobie. – Naprawdę nic się nie stało?
    - Frank, naprawdę… miło mi, że cię to choć trochę interesuje.
    - Pf! Jeszcze czego. Nie interesujesz mnie w ogóle. – prychnął, starając się być chłodnym.
    Way zaśmiał się do słuchawki.
    - W sumie, to przepraszam cię za pobudkę. Nie sądziłem, że zrobiło się tak późno. Od dawna śpisz?
    - Gee, piłeś coś? Brałeś? – spytał podejrzliwie.
    - Nie, skądże.
    Frank milczał przez dłuższą chwilę.
    - Jakiś inny jesteś. Naprawdę wszy…
    - Frank! Naprawdę, nic mi nie jest! – zaczynał się irytować, co uspokoiło Franka.
    - To naprawdę ty. – położył się wygodniej. - I wszystko z tobą w porządku. Więc co się stało? O czym chcesz porozmawiać?
    - Chcę, żebyś mi o kimś opowiedział. – odparł po chwili namysłu.
    - O kim?
    - O chłopaku imieniem Jake.
    Iero westchnął ciężko.
    - Niech zgadnę, to ty zabrałeś jedno ze zdjęć. Gerard, ty mi je ukradłeś. – powiedział z naciskiem na ostatnie słowo. Nie spodobał mu się fakt, że czarnowłosy przywłaszczył sobie jego własność. W dodatku tak osobistą.
    - Pożyczyłem. Oddam ci je, całe i zdrowe. Opowiesz? – nalegał dalej.
    - A może… wymienimy się. Ja opowiem ci o Jake’u, a ty mi opowiesz o czymś ze swojej przeszłości. Zgoda? – oświadczył, niemal dumny ze swojego sprytu. Chociaż fakt, że miał opowiedzieć jedną z najbardziej osobistych historii jego życia, wcale mu się nie podobał. Jednak był w stanie się poświęcić w imię ciekawości. Czekał na reakcje czarnowłosego.
    - Zgoda. – odpowiedział po chwili zawahania - A więc zacznij.
    - Poznaliśmy się gdzieś w podstawówce, przypadkowo i nielogicznie. On był najwyższym chłopakiem w klasie, ja najniższym, jednak zawsze sadzano nas obok siebie. Chcąc nie chcąc, zaprzyjaźniliśmy się ze sobą, razem dokuczaliśmy naszym nauczycielom, takie tam, dziecięce wyzwania. Wszyscy mieli nas dosyć – czuł, że się niepotrzebnie rozgaduje, lecz nie potrafił się powstrzymać. – i na wszystkich nieszczęście potem znowu przydzielono nas do jednej klasy, gorzej być nie mogło. To był dziwny dla mnie czas, w domu było coraz gorzej, ponadto uświadomiłem sobie to, że jestem gejem co oczywiście wykrzyczałem w końcu rodzicom, a oni wreszcie się przymknęli i tak przestaliśmy ze sobą rozmawiać. Nie powiedziałem tego od razu Jake’owi lecz po jakimś czasie… po prostu musiałem. Na szczęście zaakceptował to, wyznał mi, że sam jest biseksualny i że wcale nie widzi nic złego w mojej orientacji. Byłem przeszczęśliwy. Potem uświadomiłem sobie, że go po prostu kocham. I to też zaakceptował. I oddał z nawiązką. Spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę, wytworzyła się między nami prawie nierozerwalna więź. To było niesamowite, wspaniałe, byłem naprawdę szczęśliwy. Gdy było coś nie tak, zawsze miałem swoją kryjówkę w jego ramionach. I to wystarczyło. Jak mówiłem, to była prawie nierozerwalna wieź. Jake umarł dwa lata później. – zamilkł na moment, przełykając ślinę. – To było… zbyt wiele. Załamałem się. Ale wybrnąłem z tego, przez chwilę było dobrze, lecz potem znów się spieprzyło. I teraz też się wszystko… - urwał. – Twoja kolej.
    - Zaparz herbatę. Zaraz u ciebie będę. – odpowiedział Gerard i rozłączył się.
    Frank wstał i zapalił światło. Postanowił zrobić choć trochę porządku, zgarnął zdjęcia z podłogi i pościelił łóżko. Poszedł do kuchni, posłusznie wstawiając wodę. Usiadł na parapecie i wypatrywał czarnego forda. Był podekscytowany, wczesna pobudka wbrew pozorom spowodowała tylko to, że czuł się bardzo rześko. Uchylił okno, wpuszczając zimne, nocne powietrze. Lubił zapach nocy.
    W tym samym momencie usłyszał gwizd czajnika i delikatne pukanie do drzwi. Wyłączył wodę i poszedł otworzyć, po czym wrócił do kuchni, nie przejmując się Gerardem. Zaparzył dwie herbaty i postawił je na stoliku. Usiadł na krześle.
    Po dłuższej chwili Gerard zajął miejsce naprzeciw niego, miał dość poważną minę. Nie odzywał się. Chwycił kubek w dłonie, które schował w rękawie zbyt długiego, szarego swetra.
    - Opowiedz mi o czymś. Bez żadnych masek. Gramy w otwarte karty. – oznajmił mu Frank i sięgnął po swój napój. Po raz pierwszy widział Gerarda w takim stanie. Mężczyzna zdawał się być spięty. Milczał. – Zgoda?
    - Tak. – kiwnął głową i wziął głęboki oddech. Spojrzał chłopakowi prosto w oczy i uśmiechnął się. – Zatem o czym ma być opowieść?
   Frank zamyślił się.
    - O tym, jak Gerard Way stał się Gerardem Way’em. – odpowiedział po chwili.
    - Mama mnie tak nazwała. – spróbował zażartować, choć słabo mu to wyszło.
    - Bez masek. – Frank spojrzał na niego wymownie, przez co natychmiast spoważniał.
    W końcu zaczął mówić.
    - Byłem kiedyś… dość niestabilną osobą. Jako nastolatek chociażby. A takimi łatwo jest… pomiatać. Innymi słowy byłem szkolnym popychadłem, wiesz, grubas z depresją. Cała szkoła na głowie, a tobie pozostaje tylko nienawidzić samego siebie. No więc tak też zrobiłem. Żyletusie kochane, przyjaciel alkohol, tym podobne sprawy. Miałem jedną przyjaciółkę, ale i ona się ode mnie odwróciła, z bratem tylko kłótnie. Po jakimś czasie straciłem wszystko, razem z wrażliwością, spokojem, osobowością, przestałem żyć. Przysiągłbym, że nie miałem wtedy pulsu. Raz, zalewając się w piwnicy, powiedziałem jedno zdanie: To nie jest prawdą. – przerwał na moment, lecz po chwili kontynuował. – Podniosłem się wtedy z ziemi, przyszedłem do płaczącej matki, pochyliłem się i jej to oznajmiłem. Że to wszystko nie jest prawdą. Bo wszystko było jednym wielkim kłamstwem. Ona nie martwiła się o mnie, martwiła się o to, co powiedzą o niej ludzie, ja nie byłem żałosny – tylko ktoś mnie tak okłamał, alkohol wcale nie pomagał, ostrza też nie – to kłamstwo sam sobie wmówiłem. Całe moje życie było pieprzonym kłamstwem. Otworzyły mi się oczy i… zacząłem się bawić. Serio, Frank, bawić się, choć wymagało to ode mnie wysiłku i przygotowań. Musiałem schudnąć, zrobić coś ze swoim żałosnym naczyniem, musiałem zacząć się uczyć, lecz nie tego, co w szkole mówili, a tego, co faktycznie miało na coś wpływ. Uczyłem się manipulować, a we wszystkim towarzyszyła mi drobna kobietka, o imieniu Zemsta. Frank, ja się zemściłem. Gdybyś widział, jak oni byli przerażeni, oni się mnie bali. Byłem młody i niezrównoważony, robiłem to, co mi się podobało, miałem swój los w swoich rękach, czułem się jak pan. A potem… przestało robić mi to różnicę, znudziło mi się gdzieś w połowie studiów. Chciałem spróbować czegoś nowego. Wyciszyłem się, w końcu całe szaleństwo miałem już za sobą. Mogłem zachowywać się normalnie, wyrównałem wszystkie rachunki. Zacząłem się uczyć wykorzystywać swoje umiejętności, pomagać ludziom, a przez wszystko przeplatałem sztukę. Byłem artystą, komiksiarzem, wiecznie ze szkicownikiem w ręku, natchniony i miły, jednak w duchu ciągle przyświecały mi idee moich wcześniejszych wcieleń… Nie poznawano mnie, nie wierzono jak mogłem się aż tak zmienić. Po studiach się ustabilizowałem. Podsumowałem swoje życie i… oto jestem. Każdy z nich mieszka we mnie. To nie są maski. To jestem ja. – skończył mówić i napił się.
    Frank milczał, analizując wszystko. Nie miał pojęcia jak odpowiedzieć.
    - Gerard, powiedz mi… - zaczął po chwili - byłeś w kimś zakochany? Tak prawdziwie?
    - Nie. Nigdy. – uśmiechnął się do Franka słabo. – Mogę mieć do ciebie jeszcze jedno pytanie? Chcę szczerej odpowiedzi. Wiem, że to będzie trochę osobiste.
   - Tak. – odpowiedział bez wahania, za co skarcił się po chwili. Jednak o tej porze nie był zbyt świadomą osobą, z resztą, nie chciało mu się rozmyślać. Odprężył się.
    Gerard westchnął i na chwilę oderwał wzrok od chłopaka, by znaleźć odpowiednie słowa. Po chwili zaczął mówić.
    - Powiedz mi, co się stało, wtedy. – powiedział z naciskiem na ostatnie słowo, by Frank zrozumiał.
    Iero dokładnie wiedział, o co chodziło Way’owi i wcale mu się to nie podobało. Spuścił głowę, jego mięśnie spięły się, a dłonie kurczowo ścisnęły kubek. Powiedział, że odpowie, więc nie miał wyjścia, lecz te słowa przechodziły przez jego psychikę jak gwoździe, otwierając stare rany, czuł, jak płomień wraca, by znów zacząć go trawić. Zamknął oczy i wypowiedział dwa słowa:
    - Zostałem zgwałcony. – jego głos drżał.
    Way przełknął ślinę, trochę go zatkało. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi, choć brał ją pod uwagę. Nie miał pojęcia jak na to zareagować.
    - Zostałem brutalnie zgwałcony. – otworzył powieki i spojrzał prosto w oczy mężczyzny, by po chwili wybuchnąć płaczem. – Przez kogoś, komu ufałem! – dopowiedział, starając się opanować swoje ciało, które targane było drgawkami. – T-to był h-horr-or… Gerard! – wrzasnął i szarpnął się, tak, że na swoje nieszczęście, spadł z krzesła. Czarnowłosy błyskawicznie znalazł się obok niego i chwycił go w ramiona, mocno przyciskając do siebie. Głaskał go po głowie.
    - Frank, cicho, spokojnie, nic ci się już nie stanie, jesteś bezpieczny, bezpieczny! – powtarzał, zszokowany. Kołysał nimi, nieco zbyt nerwowo, a Frank dusił się od własnych łez. W końcu sam objął Way’a, kurczowo łapiąc za jego sweter. – Cicho… no, już, cichutko… - Gerard położył głowę na jego głowie, a on powoli się uspokajał.
    Chłopak nieco poluzował uścisk, lecz ciągle nie puszczał czarnowłosego, trzymając się go niczym ratowniczej deski. Powiedział. Powiedział mu TO. Powód jego strachu, jego braku pewności siebie. Miał ślady na ciele i na psychice. I zdawał sobie z tego doskonale sprawę, że one nigdy nie zejdą.
    - Ge… rry. Przepraszam. Ja po prostu... ja po prostu ciągle się tego boje. - wyszeptał, opanowując płacz.
    - Ile miałeś wtedy lat?- spytał, chcąc dowiedzieć się jak najwięcej, jak najmniejszym kosztem.
    - Siedemnaście. Rok po śmierci Jake'a.
    - Mało. - odpowiedział, zszokowany i wygodniej ulokował sobie chłopaka w ramionach. Skoro Frank teraz wyglądał i tak bardzo młodo, to co dopiero wtedy. To ciągle był tylko dzieciak. - Teraz masz dziewiętnaście, prawda?
    - Nie, dwadzieścia.
    - Widziałem zdjęcie twojej klasy. Z rocznika wynikało, że masz dziewiętnaście. - zauważył Gerard.
    - Raz nie przeszedłem. - zaczynała mu dokuczać senność, jednak jeszcze nie chciał iść spać. Wyplątał się z objęć Gerarda i wstał. - Chodź ze mną. - powiedział i zaczął się kierować w stronę drzwi.
    Wyszedł na klatkę schodową, po czym zaczął wchodzić na wyższe piętro. Gerard potruchtał za nim. Ta część budynku była całkowicie zaniedbana, czuł, jak pod butami chrzęszczą mu kawałki materiałów budowlanych. Frank wszedł do jednego z mieszkań, którego drzwi były wyważone i zniknął w jednym z pomieszczeń. Gerard obszedł je wszystkie, lecz nigdzie nie mógł go znaleźć.
    - Hej, tu jestem! - usłyszał i obrócił się w stronę dawnego salonu, co wywnioskował po zniszczonej kanapie. Frank stał na balkonie i przywoływał go gestem. - Chodź tutaj.
    Way podszedł do niego, po czym oboje wspięli się po przymocowanej do ściany drabinie na dach budynku. Iero usiadł na brzegu, z nogami spuszczonymi w dół, Gerard zajął miejsce tuż obok niego. Niebo było trochę zachmurzone, lecz gdzieniegdzie widać było gwiazdy. Noc była dość mroźna ale nie przejmowali się tym zbytnio, chłonąc widok.
    - To moje ulubione miejsce. Często tu przychodzę, zwłaszcza gdy nie mogę spać. - powiedział, zadzierając do góry głowę.
    - Ma swój urok. Lubię takie miejsca. - obserwował chmury, które zwinnie przemieszczały się po niebie, to odsłaniając, to zasłaniając księżyc. Była może trzecia kwadra.
    Milczeli, po prostu patrząc się w niebo, co uspokoiło ich obu. Nie było tu przeszłości, nie było gróźb i świata codziennego. Tylko oni i cisza.
    - Przepraszam, że cię pobiłem. - odezwał się po pewnej chwili Frank, pocierając dłońmi o przedramiona, chcąc nieco się rozgrzać. Siedział w samym podkoszulku.
    - Nie ma problemu. Wybaczam ci, po prostu nie lubisz, gdy nie kontrolujesz sytuacji. Szanuję to, obiecuję już nie robić nic takiego.
    - Nie, nie. Rób. Nie muszę się ciebie bać, prawda? Ty taki nie jesteś, tylko ludzie cię takim uczynili?
    - Ty też taki nie jesteś. Tylko ludzie cię takim uczynili.
    - Więc oboje nie jesteśmy tym, czym jesteśmy. - zauważył, nie zastanawiając się nad sensem swoich wypowiedzi.
   - Na to wygląda. Nie musisz mnie się bać. Chcę ci pomóc.
    Frank oparł głowę na jego ramieniu.
   - Gerry, chcę w to wierzyć. Damy radę. - powiedział i chwycił go za rękę.
   Gerard ścisnął ją mocno. To była jego odpowiedź.






ask.fm

3 komentarze:

  1. Awww! <3 Jakie to było romantyczne na końcu! :3
    Gerard i Frank nareszcie się do siebie zbliżyli, mogą sobie ufać, polegać na sobie, nie boją się.
    Nie spodziewałam się, że wymyślisz coś tak okrutnego jak gwałt na małym Franiu... Serio.
    Chcę więcej, w trybie NAŁ! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Mimo całych tych historii, rozdzialik taki kochany! *__* Co do Franka- domyślałam się takiego obrotu spraw. Jestem tylko ciekawa czemu ten Jake zmarł. A no i opowieść Gerarda nie do końca mi wszystko wyjaśniła. Rozumiem, że się zmieniał itd. ale nie wiem czemu ludzie mieliby tak nagle się go bać? Tym bardziej, że wcześniej nim pomiatali. Znów moja wyobraźnia zwraca się ku seryjnemu zabójcy, ale to chyba jednak nie ta droga.
    No cóż, pozostaje mi tylko czekać na następny. Życzę weny ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Taa, Grzywa ma rację. To był idealny moment na pocałunek <3 No, ale Way mógłby znowu oberwać od Iero, a ten dopiero co przepraszał go za pobicie xD
    Ogólnie cieszę się, że chłopaki zaczynają sobie ufać. Dobrze, że przeprowadzili ze sobą szczerą rozmowę.
    W końcu nadrobiłam Chłopczyka. Mam nadzieję, że więcej nie będzie takiej sytuacji. Przepraszam za to, że dopiero teraz skomentowałam te rozdziały.
    Życzę dużo weny!
    xoxo

    OdpowiedzUsuń