piątek, 31 maja 2013

Chłopiec z Tatuażem. Rozdział Trzeci.

Jestem troszkę poddenerwowana, jutro wybieram się na 'Lednicę' i zapomniałam jaką piosenkę miałam wam zadedykować do tego rozdziału. Znaczy się, chyba ją pamiętam, ale z powodu mojego nastroju zupełnie mi tu nie pasuje. Więc może poczęstuje was rzeczą, a właściwie zespołem który Kocham (przez duże K) aczkolwiek wielu z was pewnie nie przypadnie do gustu. Gdy się chce mnie do czegoś przekonać, bardzo skuteczny jest jeden argument: Arcade Fire. (polecam teledysk, bardzo lubię go oglądać, jest taki... opowieściowy)

Czy nie uważacie, że Opowieści z Narnii to najwspanialsza rzecz pod słońcem? (to pytanie retoryczne)


~
Chłopiec z Tatuażem.
Rozdział Trzeci.



      W klubie panował ruch, a on akurat miał nocną zmianę. Wymijał krążące po lokalu jednostki, zwinnie manewrując tacą, by nie rozmieszać i nie powylewać drinków oraz niesionego piwa. Już opanował tę sztukę prawie do perfekcji, jego ręce były giętkie a stopy zawsze utrzymywały go w pionie. Pomimo tego, że często był nieco dreptany, nie nosił ciężkiego i wytrzymałego obuwia. Preferował stare trampki o prawie wytartej podeszwie – z prostej przyczyny, która jednocześnie stanowiła sekret jego gibkości – czuł przez nie posadzkę, ziemię, po której się poruszał. Było to dla niego niesamowicie istotne. Wyczuwał, czy idzie po kostce brukowej, asfalcie czy też stąpa po starych panelach. Lubił to, taka specyficzna świadomość przez czucie. Oczywiście, przecież wszystko można było zauważyć. Owszem, ale za dnia. Nocą wzrok nie był mocną stroną Franka, z resztą, jak większości ludzi, więc skupiał się na słuchu, węchu i dotyku. Nigdy się nie przewracał.
      Jakaś dłoń musnęła jego policzek, lecz nie zwrócił na nią uwagi. Skupiony był na rozkładaniu alkoholi. Mojito dla pani o czarnych włosach, whisky z lodem dla pana w czerwonej koszulce, bez lodu dla kobiety w jaskrawożółtej sukni. Dwa pineapple breaker do stolika w rogu sali. Roznosił kolorową słodycz i wirował w swoim osobistym tańcu. Lokal nie był bardzo zatłoczony, jednak ciągle kręcili się jacyś ludzie, panowie podrywali panie na klubowych kanapach. Żadnych problemów, tylko troszkę biegania. Po pierwszej był już zmęczony, z utęsknieniem czekał na zakończenie pracy. O drugiej zamykali, na szczęście dziś nie była jego kolej na sprzątanie.
      Cicho wyszedł z lokalu, zabierając swoją torbę oraz narzucając na ramiona kurtkę. Jak zwykle wybrał tylne wyjście i zauważył w nikłym świetle latarni konstrukcję stworzoną z trzech pustych skrzynek po piwie. Na nich stał dość spory kubek termiczny z doczepioną kartką. Był zbyt zmęczony, by zauważyć niecodzienność tego znaleziska. Podniósł je i przeczytał treść karteczki.

"Mam nadzieję, że nie masz alergii na kakao.
Właściwie, nie musisz oddawać kubka.
Nigdy za nim specjalnie nie przepadałem…
Tak w ogóle, to nawet nie jestem pewny, czy naprawdę jest mój.
~G."

      Rozluźniony odkręcił wieczko i pociągnął łyk ciepłego kakao. Wyczuł znajomy posmak. Kardamon. Ten facet naprawdę lubił szczegóły, co nie umknęło Frankowi. On też uwielbiał detale, które zawsze przyciągały jego uwagę. Nie wiedział, czemu tak łatwo uwierzył wiadomości, czemu nie był ani trochę oburzony, że czarnowłosy postanowił nie odpuścić i dalej wciskać nos w jego życie. Zrzucił winę na swoje zmęczenie.            Przecież to mogła być pułapka, mogłabyś jakaś substancja wkropiona do wnętrza, powodująca utratę przytomności bądź śmierć. Miał sporą paranoje, lecz w takich chwilach nie dopuszczał jej do głosu. Było zbyt perfekcyjnie. Noc, gwiazdy, ciepły napój i świadomość, że po ciężkim dniu zaraz zakopie się pod kołdrą. Wszystko było takie przyjemne.

† † †

      Ranek powitał Gerarda deszczem, co on przyjął z lekkim rozżaleniem.

"Od czternastej dziesięć do piętnastej trwa mój film, w robocze, więc pan wie, wracam do domu. Ukradli mi parasolkę, a po za tym trudno mi się z nią jechało rowerem, nie będę pracował gdy będzie padało. Pasuje panu?"

      Od dzisiaj chłopiec, który przedstawił mu się jako Pete (Gerard nie wykluczał, że jego Pete mógł być naprawdę Peter’em, dzieciak mówił dość niewyraźnie), miał zacząć z nim współpracować, lecz warunki pogodowe nieco pokrzyżowały im plany. Wstał i cicho zszedł po schodach do kuchni, gdzie od razu zabrał się za przygotowywanie jego ulubionego narkotyku – kawy.

      Wyciągnął również jednego papierosa i podpalił go. To miało być jego całe dzisiejsze śniadanie.

      Na elektronicznym zegarze, który dumnie wytrącał się z klasycznego stylu kuchni, widniała godzina dziesiąta piętnaście. W tym momencie Way postanowił się ubrać jakoś w miarę normalnie, chwycić swój wysłużony parasol i udać się na miejscową komendę policji. Nie wiedział, czy jego znajomy będzie na miejscu, wręcz z góry założył, że będzie musiał przekraczać próg tego nieszczęsnego budynku nieco więcej razy, niżby chciał. Jednak wszystko opierało się na metodzie prób i błędów, był to ulubiony sposób Gerarda na rozwiązywanie problemów. A jeśli miało się tylko jedną szansę? Way wolał stwierdzenie, że zawsze istnieje jakiś plan B. I głównie on ratował jego tyłek z opresji.Chodniki były mało zatłoczone. W takie dni ludzie woleli przeznaczyć skromną sumę na bilet autobusowy niż moknąć i marznąć przemierzając swoje ścieżki pieszo. Gerard jednak wolał przechadzkę ze swoim parasolem w kolorze wyblakłej pomarańczy.              Czuł nieprzyjemny chłód oraz ogromne zdenerwowanie, gdy po raz drugi został ochlapany przez przejeżdżające zbyt szybko auto. Przecież nie ma się do czego śpieszyć! I tak wszyscy umrzemy! Zawsze podłamywał się nieco, zdając sobie sprawę, że nie wszyscy są tego świadomi. Gdy kolejne auto z impetem wjechało w kałużę, której wilgotne bicze ominęły jego nogawkę, pokręcił jedynie głową z zrezygnowaniem.
      To byli ludzie. A on nigdy ich nie zmieni. Nawet nie zamierzał.
      Gdy otworzył drzwi prowadzące do jego celu, spodnie, które miał na sobie nadawały się tylko i wyłącznie do prania. Buty też nie były w najlepszym stanie. Wytarł je o leżącą wycieraczkę i podciągając zmarzniętym nosem wszedł do środka. Stało tam puste biurko, przy którym powinien siedzieć ktoś, kto by pilnował wejścia do komendy, od razu skierował się w głąb budynku.
Prawie się zaśmiał, gdy zobaczył przykręconą tabliczkę z napisem:

Komendant główny
Barney Straybroom

      Bez stukania nacisnął klamkę, która gładko ustąpiła i otworzyła drzwi do gabinetu. Tam za biurkiem siedział krótko ostrzyżony mężczyzna w policyjnym uniformie, a wzrok utkwiony miał w Gerardzie. W oku komendanta pojawiła się iskierka niepokoju połączonego ze strachem, lecz tylko wprawny obserwator by ją dostrzegł.
- Cześć, staruszku. – powiedział Gerard i od razu zajął krzesło naprzeciw policjanta.
- Gerard. Czego tym razem. Mów i zmiataj. Wiesz, że nic mnie tak w świecie nie wytrąca z równowagi jak twoja osoba. – odparł i złożył dłonie na piersi.
- Wiem, zdaje sobie z tego doskonale sprawę. Mam dwie sprawy. Pierwsze, interesuje mnie czy macie założoną kartotekę osoby nazywającej się Frank Iero, a druga to taka, że chciałbym ją zobaczyć.
- Mogę sprawdzić, czy był notowany. Co do drugiej nie wiem. Nie wystarcza ci pomysłów na komiks? – prychnął, jednak zaczął wystukiwać coś na klawiaturze komputera – Wiesz, że robię to tylko ze względu, że kiedyś byłem na tyle głupi, by obiecać ci pomoc w każdej sytuacji, w zamian za twój wkład w sprawę tamtej dziewczyny. I po raz kolejny mam nadzieję, że dzisiaj odwiedzasz mnie po raz ostatni.
- Ja również mam taką nadzieję. Kiedyś byłeś ciekawszym człowiekiem. – oparł się wygodnie na krześle i wygiął szyję, by móc patrzeć w sufit. Jedna żarówka w lampie była przepalona.
- Mamy kartę tego Franka. Jednak nie mogę ci jej pokazać.
- Zatem jeszcze lepiej, przeczytaj mi ją. – mruknął nieco zawiedziony.
- Nie mogę.
- To powiedz chociaż, co tam pisze! – wyprostował głowę, a w jego głosie dało się usłyszeć nutę irytacji.
     Nie lubił, gdy nie dostawał tego, czego chciał.
- Ofiara pobicia. Więcej nie powiem. Żegnam cię. – odpowiedział stanowczo komendant i oderwał wzrok od monitora, by zgromić nim Gerarda.
- Jakieś szczegóły?! Chociaż datę! – Way zachowywał się niczym niezadowolony przedszkolak.
- Nie, Gerardzie, nie mogę. Znasz drogę powrotną. Żegnam. – czarnowłosy z westchnieniem wstał z miejsca i wyszedł z pomieszczenia.
- A sczeźnij w piekle. – dodał, odchodząc i wrócił do swojego domu.
     Podszedł do swojego biurka, na którym leżała czarna teczka. Wziął jedną z pustych kartek i napisał na niej czarnym cienkopisem:

     Frank Iero. Ofiara pobicia.

      Ostatnie słowo podkreślił trzykrotnie, dodatkowo dodał jeszcze kilka wykrzykników, by podkreślić swój buntowniczy nastrój. Następnie zdjął z siebie klejące się do niego spodnie, od razu wrzucił je do kosza na pranie. Westchnął uświadamiając sobie, że przeszedł przez cały dom w ubłoconych butach. Zazwyczaj sprzątanie nie stanowiło dla niego żadnego problemu. Jednak teraz nie miał na to najmniejszej ochoty. Ściągnął z nóg obuwie i potruchtał do swojej sypialni, by paść tam na ukochane łóżko. Tak właściwie nie chciało mu się spać. Po prostu musiał poukładać sobie wszystko w głowie. A nic tak temu nie sprzyjało, jak spoczynek z zamkniętymi oczyma.

† † †

     Frank machał nogami i wpatrywał się w ziemię, która była kilkanaście metrów niżej niż on. Przemókł całkowicie, jednak nie zniechęcało go to dalszego przebywania na dachu. Siedział na brzegu i nie myślał o niczym konkretnym. Lubił miejsca, które były wysoko. Można powiedzieć, że odrywało go to od przyziemnej rzeczywistości. Im wyżej, tym bliżej do gwiazd.

~

Z opowieści Lewisa najbardziej kocham ,,Koń i jego Chłopiec'' oraz ,,Siostrzeniec czarodzieja'' Tak naprawdę to ciągle jestem wyrośniętym dzieckiem. A wy jakie? 

6 komentarzy:

  1. Jestem pierwsza, TAK! :D
    Rozdzialik oczywiście zajebisty, jak zawsze zresztą :3 Słodkie to było, że Gee zostawił dla Frania to kakao, a on się nie bał i od razu wypił, aww... :3
    Czekam na nexta, bo jak na razie, to opowiadanko zapowiada się świetnie!
    Nie przepadam za Lewis' em, ale przyznam, że "Opowieści z Narnii" jest zajebiste! <3
    PS U mnie nowy rozdzialik :D

    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam postać Franka, przyjemnie się o nim czyta. W zupełności zgadzam się z jego Specyficzną świadomością poprzez czucie - trampki są świetnym wynalazkiem.
    Prywatnie Gerarda był chyba nie potrafiła polubić, jest dość wścibski (chociaż pomysł z prezentem w postaci kakao był bardzo miły)
    Piosenka The Suburbs jak najbardziej pasowała do rozdziału, przy okazji jest to jeden z moich ulubionych utworów co bardzo umiliło mi czytanie.
    Świetnie rozpoczynasz to opowiadanie, czekam na kolejny rozdział :)

    Pozdrawiam. Zoombie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mmm... intrygujące, pse pani :3 Co do trampek, to się oczywiście zgadzam, nie inaczej. Doskonale się pod nimi wyczuwa, po czym się aktualnie chodzi. Chociaż w moim wypadku 5 godzin zwiedzania miasta, chodząc po kamiennych ulicach niestety nie należało do najprzyjemniejszych. Ale warto było! Okej, do rzeczy. Frank jest dla mnie na prawdę przyjemną postacią. Miło mi się czyta wszystkie momenty poświęcone jego osobie, choć coś czuję, że to, co dotąd przeczytałam na jego temat jest zaledwie wierzchołkiem góry lodowej. Co tym bardziej mnie jeszcze zaciekawia! A Gerard... z jednej strony dla mnie pozytyw, a z drugiej negatyw (odnoszę się tu do własnych przemyśleń i poglądów). Niezbyt przypadają mi do gustu wścibskie osoby, choć sama - o ironio - jestem wścibskim dzieciakiem. Jednocześnie jego humorki i przemyślenia w większości wpasowują się w moje, więc nie mam nic przeciw jego egzystencji. Jedynie z lekka przeraził mnie fakt, iż Franio wspiął się na dach w deszczu. Nie żeby coś, bo gwiazdy oglądać uwielbiam, a i niebo jest wtedy przecudowne, ale... droga w dół, gdy niespodziewanie odjedzie ci noga na śliskiej powierzchni wydaje się strasznie krótka.

    Okej, podsumowując: jest suuuuper i ze zniecierpliwieniem czekam na kolejną część!

    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak śmiesznie się czyta, gdy trochę się wie... Ale mimo to, mózg Gee to nadal wielka zagadka, więc~

    ( wiesz czemu drugi raz, mogę umrzeć ;____________; )

    OdpowiedzUsuń
  5. Frank ofiarą pobicia... No, no, no. Intrygują mnie postaci z urazami przyszłości, które jakoś mieszają/ mają wpływ na psychikę, bo to nieodłączny element każdego podobnego wydarzenia :D Tylko drobna uwaga dotycząca pisowni. Nie 'pisze', tylko 'jest napisane'. NA ogól nie zwracam uwagi na takie drobiazgi, ale na ten jestem niezwykle wyczulona.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak, Zombies, Opowieści z Narnii są super. Przyznam, że nigdy nie czytałam książki/-ek, jednak filmy uwielbiam <3. Bardzo przypominają mi moje dzieciństwo. Co do rozdziału, to akcja nabiera tempa, co mi się podoba. Ofiara pobicia, to jest zastanawiające.
    Pisz pisz.
    xoxo Kot

    OdpowiedzUsuń