poniedziałek, 6 maja 2013

Chłopiec z Tatuażem. Prolog.



Założyłam sobie nowego bloga, bo na starym panował dla mnie zbytni chaos. Gubiłam się, co strasznie zniechęcało mnie do pisania, za którym i tak tęskniłam, pomimo innych projektów. Trochę nowy start, mam zamiar popoprawiać stare opowiadania, może je tu wrzucę potem. W każdym razie zaczęłam nowe opowiadanie, które póki co jest dla mnie nieodgadnione. Nie wiem, zupełnie nie wiem, czy będzie to miało trzy części, czy może trzydzieści, pozwalam, by moja wyobraźnia nie miała barier. Owszem, sądzę, że będzie to frerard, ale wszystko zależy od tego, co mi do głowy wpadnie. Mam nadzieję, że wam się spodoba.
~

Chłopiec z tatuażem.
Prolog.



      Sieć miejskich ulic zawsze zdawała się mu być pajęczyną, która wplatała w swe sidła setki dusz. Wchłaniała je, po czym z ich resztek tworzyła swoje dalsze kondygnacje. Podstawą było duszenie. Duszenie emocji, marzeń, słów, wszystkiego. Wszystko, byleby żaden z elementów tej skomplikowanej układanki nie wysunął się zbyt mocno.
      W takiej rzeczywistości nie było miejsca na sztukę. Zawsze zwracał na nią uwagę, była pociągająca i ryzykowna. Jednocześnie sztuka była nieodłącznie związana z uczuciami, a przecież świat ich nie potrzebował. Oxygen był niepożądany, miasto karmiło mieszkańców barwionym na różowo Carbon Dioxide.
    Żył w tym mieście niezbyt długo, lecz zdążył poznać odrobinę tego, co tą siecią rządziło. Pająk obłudy i łatwej przyjemności, wsparty na biedzie, która wraz z nędzą pragnęła się wzbogacić przed śmiercią. Ale nie wyjechał, choć nie raz miał już możliwość.
Wszedł do nieprzyjemnie wyglądającego baru  i usiadł na miejscu, z którego jeszcze nie zdążono sprzątnąć pustych kufli po piwie. Niewysoki brunet podbiegł do stolika i błyskawicznie zabrał naczynia. Na jego twarzy gościło nieodgadnione zakłopotanie, a jego wytatuowana dłoń nerwowo i niedbale wytarła blat. Znali się, jednak dość słabo. Kilkukrotnie zamienili ze sobą kilka niedbałych zdań. Kelner ten zazwyczaj zachowywał się dość specyficznie, pewnie dlatego był tak bardzo lubiany przez Gerarda, bez wzajemności. Nigdy nie odzywał się pierwszy. Ten zaś nie miał pojęcia dlaczego i to chyba bawiło go najmocniej. Przecież każdy dobrze wyuczony kelner, szef kuchni czy po prostu usługodawca odzywał się pierwszy do klienta. Ta postać jednak nie wpasowywała się w żadne normy.
      - Kiedy kończysz? – spytał Gerard, starają się, by pomimo hałasu, słowa dotarły do uszu bruneta. Zawsze był miły dla owego chłopaka, który starał się odwzajemniać przyjazne zachowanie, lecz zazwyczaj nieudolnie. Wiecznie był spięty, jakby jego mięśnie nie potrafiły się rozluźnić.
      - Północ – odpowiedział krótko i odszedł z naczyniami. Nie spytał o zamówienie zauważył Way, jednak nie zdziwiło go to ani trochę. Norma. Sam więc wstał z miejsca i podszedł do baru, zamawiając jedno piwo. Spojrzał na zegarek, była jedenasta piętnaście. Wolno sącząc napój postanowił poczekać na czarnowłosego. Ot tak, z braku czegokolwiek, co mogłoby dać mu jakąś rozrywkę.
      Chwilę przed północą wyszedł z lokalu i poszedł na tył budynku, gdzie wsparł się o ścianę tuż przy tylnym wyjściu. Minęła jednak jeszcze godzina, nim drzwi zaskrzypiały. Podczas tego czasu prawie zupełnie stracił nadzieję na ukazanie się tej osoby, na którą czekał i prawie pogodził się z faktem, że został wykiwany.
      Jednak chłopak pojawił się, ze spokojem zamknął drzwi i poprawił wiszącą na ramieniu torbę.    
      Podskoczył, lekko wystraszony osobą Way’a. Spokój całkowicie zniknął, a mięśnie czarnowłosego na powrót stały się spięte.
      - Cześć, Frank – powiedział Gerard i oderwał się od ściany, przy której gdyby jeszcze trochę postał, to na pewno przyrósłby niczym pnący bluszcz.
      - Czego chcesz? – syknął i zrobił krok w tył, zwiększając dystans między nimi.
      - Nie zachowuj się tak, jakbym był masowym mordercą, naprawdę nie chcę zrobić ci żadnej, absolutnie żadnej krzywdy. Do każdego tak strzykasz jadem? – zrobił krok w przód i westchnął widząc narastający niepokój w oczach chłopaka.
      - Jeśli trzeba, to strzykam – odparł i odwrócił wzrok. Starał się przybrać bardziej pewną siebie pozę i stworzyć pozory, że wcale się nie denerwuje. Dało to odwrotny, nieco komiczny efekt.
      - Spokojnie. Chciałem tylko z tobą pogadać… - ciągnął, coraz bardziej zaintrygowany całą sytuacją.
      - A ja nie chcę – urwał i potarł swoje ramię, ciągle nie nawiązując kontaktu wzrokowego. Przełknął ślinę.
      - Dlaczego mnie tak odtrącasz? – spytał i zrobił jeszcze jeden krok, na co Frank zrobił kolejny w tył, niczym zwierzę zagonione w pułapkę.
      - Źle ci z oczu patrzy. Jak wam wszystkim – podsumował i rozejrzał się dookoła, w poszukiwaniu pomysłu na to, jak w niewielkim zaułku pełnym koszy na śmieci wyminąć niewygodnego towarzysza.
      - Nam? – teraz już w ogóle był niezmiernie zainteresowany. Jego stan graniczył z ekscytacją, jakby znalazł zagrożony gatunek. Rozrywka, chłopak skrywający tajemnice. Idealna pożywka dla artysty takiego jak on.
      - Way’om! Wam wszystkim! – wykrzyknął i pobiegł, wpychając Gerarda na worki ze śmieciami.
     Poszkodowany wstał z kupki śmieci i otrzepał spodnie, całkowicie zdezorientowany przez to, co się stało. Ale wreszcie coś w tym mieście się dla niego ruszyło, a następne dni zapowiadały się być interesujące. Znalazł sobie cel - zadanie, jakim było naruszenie odrobinkę prywatności chłopaka. Nieładnie się było wtrącać w cudze sprawy, jednak ta po części dotyczyła również jego. Może jednak mu źle z oczu patrzyło.
     A przynajmniej ten, który choć trochę zbyt długo się w nie wpatrywał, mógł spodziewać się tego, że jego życie zostanie nieco nadgryzione. Nadgryzione przez niewielkiego robaczka, jakim był Gerard Way.

~

8 komentarzy:

  1. omfg to wydaje się być dziwne i schizowe?? Mam nadzieję, że takie będzie, bo brakuje mi podobnych tworów! A ta prostota w szablonie zachwyca.

    OdpowiedzUsuń
  2. To na pewno będzie inne.
    I bardzo mnie to cieszy. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny prolog i pewnie dobrze wiesz, że nie mogę się doczekać kolejnych części, nie? ;P Strasznie intryguje, jestem taka ciekawa, o co tak dokładnie chodzi, czemu Frank jest ciągle spięty przy Gerardzie i czemu Way'om źle z oczu patrzy...

    Nom, podobuje mi się oraz ze zniecierpliwieniem oczekuję na dalszą część, by oczy miały czym się jarać *.*

    xoxo!

    OdpowiedzUsuń
  4. jak dobrze wiesz - to jest idealne. pisz dalej <3

    OdpowiedzUsuń
  5. OMFG! :O To było świetne, tajemnicze i ze schizą <3
    A teraz:
    Tumtururum! Ninja wyłania się z cienia i nareszcie komentuję Twoje opowiadanie. Wcześniej nie miałam konta na bloggerze i tylko cichaczem czytałam Twoje dział, ale teraz mogę sobie komentować do woli! Także wiedz, że zawsze czytałam Twojego bloga z zapartym tchem, i że kocham to, co piszesz <3
    Prolog oczywiście był zajebisty i czekam na następne rozdziały, no i ogromnie się cieszę, że zakończyłaś tą "przerwę" i piszesz dalej, bo masz talent ^_^ Ciekawi mnie, o co chodzi z tymi Way' ami ...
    Cóż... Zapraszam w międzyczasie też na mojego bloga:
    you-can-run-away-with-me.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. No i widzisz? Frank popycha Gerarda. PATOLOGIA XD Nie no... Ja się bardzo cieszę, że zaczynasz coś nowego. Zdaje się to być niezwykle intrygujące. Brdziej mile widziane jest te 30 rozdziałów, ale 3 także przeczytam z rozkoszą :D

    OdpowiedzUsuń
  7. masz niesamowity talent. jestem oczarowana tym prologiem i już nie mogę się doczekać następnego rozdziału.. mam nadzieję że to opowiadanie jednak przedłuży się na 30 rozdziałów a może nawet i na więcej. ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Och, to jest genialne! :D Mam nadzieję, że będziesz miała dużo weny i napiszesz szybko rozdziały :).
    P.S. Tak na marginesie, jest Carbon Dioxide (ach ten bio-chem!)

    OdpowiedzUsuń