Dodaję rozdział bez bety, więc przepraszam, jeśli pominęłam jakieś błędy, ale po prostu nie chce mi się tego podawać dalej i czekać, po prostu chcę dodać rozdział i koniec. Zgłaszać, jak coś widzicie. Miłego czytania. Rozdział jest krótki, ale gdybym cokolwiek tam upchnęła to byłoby sztucznie.
Piosenka na dzisiaj? Może będę mainstream'owa, ale jakoś dzisiaj mogę słuchać tylko tego:
Imagine Dragons - Radioactive
Piosenka na dzisiaj? Może będę mainstream'owa, ale jakoś dzisiaj mogę słuchać tylko tego:
Imagine Dragons - Radioactive
~
Chłopiec z tatuażem.Rozdział Drugi.
Frank Iero, lat 19.
Zna się na truciznach
(?).
Jego smukła dłoń zręcznie poruszała się po kartce, kreśląc
kolejne litery. Pisał piórem. Miał do nich jakiś sentyment.
Nie przepada za muzyką
elektroniczną.
Krytycznym wzrokiem spojrzał na to, co napisał. Nic
konkretnego, jego prywatne śledztwo nie posunęło się praktycznie o krok.
Boi
się/Nienawidzi/Gardzi Way’ami.
Dopisał. Wpatrzył się w martwy punkt za oknem, starając się
wywnioskować coś jeszcze. Nie wiedział, po co mu było to wszystko, w końcu
tamten chłopak był nieważny, do niczego mu nie potrzebny. Dzieciak. Rozważał
jeszcze kilka różnych opcji, skąd mógłby dowiedzieć się czegoś więcej. Kartoteka! Zabłysnęła jedna z jego
myśli. Kartoteka policyjna. Mógłby spróbować się do niej dostać, musiałby
odpowiednio porozmawiać… z kilkoma osobami. Uśmiechnął się lekko, na myśl, jak
wysoko postawił sobie poprzeczkę.
Odłożył pióro, upił łyk herbaty, która zdążyła już wystygnąć
i chwycił za ołówek. Przymknął na chwilę oczy, by przypomnieć sobie rysy twarzy
kelnera. Nakreślił kontur, linię szczęki, ołówek delikatnie skrobał
o nieco ziarnistą fakturę kartki. Nie dociskał go, gdyż chciał, by w razie
konieczności mógł łatwo wymazywać i poprawiać linie. Miał zamiar narysować portret,
jednak skoro chłopak nie zgodził się mu pozować, musiał polegać na własnej
pamięci. Uznał, że za każdym razem gdy będzie widział czarnowłosego zapamięta
inny detal i tym sposobem wykona swoje dzieło. Nie miał nic lepszego do roboty,
wcześniej pracował wraz z kilkoma osobami nad komiksem, jednak nie chciał
jeździć z nimi po kraju, by go promować. Wystarczyło mu to, co dostawał ze
sprzedaży. Dom miał na własność, a spadek po matce na koncie. Żyć nie umierać.
Wstał z miejsca i przeszedł się wzdłuż swojego gabinetu.
Obrócił się nagle na pięcie, zatrzymując się pośrodku pomieszczenia. Mógł
przecież spróbować jeszcze jednej metody, która by pomogła mu chociaż poznać
adres zamieszkania chłopaka. Zacząć go śledzić. To byłoby sprytne posunięcie.
Mógłby kogoś wynająć, ale nie prywatnego detektywa. Ci byli za drodzy i nie
zawsze dobrzy, często budzili podejrzenia. To musiał być ktoś szary,
wtapiający się w tło, jakiś pijaczek, bądź chłopiec na rowerze. Chłopiec! Dzieci były dobrym rozwiązaniem. Bystre, nie trzeba im wiele płacić,
same w sobie były chętne by zrobić coś ‘nadzwyczajnego’. Owszem, część wyuczona
została w kierunku, by nie słuchać obcych, nie zadawać się z nimi, lecz
wystarczyło znaleźć któreś z biedniejszej części miasta a z ochotą zrobi
wszystko, by otrzymać zapłatę. Spojrzał na zegarek, była godzina dwudziesta,
leniwego sobotniego wieczora. Miał zamiar wyjść i kupić w swojej ulubionej
papierni czarną teczkę, by móc gromadzić w niej wszystko, co o chłopaku mu się
uda zdobyć, lecz z westchnieniem stwierdził, że już została zamknięta. Trudno,
na razie jego biurko musiało pełnić tę rolę, przynajmniej do poniedziałku.
Postanowił, że jutro uda się na niedaleki spacer, by poszukać odpowiedniego
szpiega. Wyszedł z gabinetu i skierował swoje kroki do salonu, gdzie pozostawił
kilka książek, jakie chciał przeczytać. Nie miał nic innego do roboty, więc
zagłębienie się w lekturze zdawało się mu być idealnym wyjściem.
Opatulił się kocem i sięgnął po jakiś kryminał. Po pewnym
czasie jednak zasnął, wtulony w oparcie kanapy.
Spał, lecz snem odmiennym, niż ten, którym śnił
dziewiętnastoletni chłopak.
Ten był szczelnie okryty kołdrą, a obok niego spał sporych
rozmiarów pies, samiczka, mieszaniec Golden Retrievera.
Frank przygarnął ją gdy tylko zamieszkał w mieście, była naprawdę lojalną
towarzyszką. Gdy był w
pracy, pilnowała podwórza prawie opustoszałej kamienicy, gdy wracał, czekała na
niego w bramie, po czym już nie odstępowała prawie na krok. Gdy wychodzili we dwoje na spacer, warczała na tych, którzy
zbliżali się zbytnio do chłopaka. Musiał kupić jej kaganiec, gdyż obawiał się,
że mogłaby kogoś zranić. Był wdzięczny za takie ‘oddanie’. Była jedyną istotą,
która znała wszelkie bóle chłopaka.Opowiadał jej to, co leżało mu na sercu,
pomimo tego, że nie mógł domagać się jakiejkolwiek odpowiedzi po za położeniem
pyska na kolanach. Dzięki niej czuł się chociaż odrobinę mniej samotny.
Obudził się, gdy jeszcze słońce nie zdążyło dobrze
rozświetlić świata. Otworzył oczy i sapnął, wtulając twarz w materiał pościeli.
Pies podniósł głowę i zamerdał ogonem widząc, że pan przestał spać.
- Czemu dzień musi odnawiać się co ranek? Nie chcę. –
powiedział do Healer, gdyż tak na imię miała suczka i podniósł się do pozycji
siedzącej – Co moja psino? Dobrze się spało? – pies nie przestawał uderzać
ogonem w materac, uważnie obserwował właściciela z lekko uniesionymi uszami,
wychwytującymi znajomy głos – Chyba dobrze. Mnie też nie było źle. – wstał i
skierował swoje kroki do łazienki. Zwierzę zeskoczyło z łóżka i rozprostowało
się na podłodze. Był to poranek, taki poranek, jakie mieli przyjemność
przeżywać już dłuższy czas.
Wyszedł z domu, zostawiając psa przy bramie i ruszył przed
siebie. Szybkim i pewnym siebie krokiem przemierzał ulice z naciągniętym na
głowę kapturem. Potrzebował się przejść, choćby i tylko kilka przecznic. Miasto
dopiero się budziło, ulice jeszcze nie były przepełnione samochodami. Zimne,
rześkie powietrze przewiercało jego nozdrza i trafiało do płuc, jego serce
spokojnie biło w klatce z kości. Ręce swobodnie zwisały mu wzdłuż ciała i
kołysały się równo z krokami. Szedł, aż nie trafił na przedmiejski cmentarz. Przyjrzał się po raz setny kamiennym płytom. Lubił je. Chciałby, żeby po
śmierci też ktoś mu postawił taki nagrobek. Jego nadzieja leżała w rękach
Jeffa, bo on prawdopodobnie byłby jedyną, nie licząc psa, osobą, która by się
choć trochę przejęła i zgodziła się zająć pochówkiem. Nigdy jednak nie poprosił
go o to wprost. Jakby wstydził się trochę.
Wrócił do domu.
Wspiął się po skrzypiących schodach, omijając spróchniałe
stopnie.
Otworzył drzwi.
Spojrzał w wiszące naprzeciw niego lustro.
Miał ochotę je rozbić.
Powstrzymał się jednak. Poszedł zrobić sobie kanapkę i
kubek pachnącej kawy. Siedział na krześle i wpatrywał się w krajobraz za oknem,
chmury na niebie i ludzi, którzy powoli zaczynali wychodzić na ulicę. Na
dzieci, które posłusznie szły za rękę z rodzicami do kościoła. Niedziela,
spokojna i pełna wszechobecnego zrozumienia. To było aż dziwne, że miasto na
jeden dzień, jakby dla rozrywki zmieniało swą brutalną mentalność na tę
bardziej ułożoną. Nawet ci, którzy zazwyczaj się ze sobą bili, kłócili i ciągle pokazywali, jak bardzo się nienawidzą, dawali sobie spokój na ostatni dzień weekendu. To był czas, gdzie trzeba
było odpoczywać, przed nadchodzącym tygodniem.Odetchnąć.
Jednak Frank wolałby się udusić.
Dostrzegł po przeciwnej
stronie mężczyznę, który przemierzał ulice w czarnym płaszczu, trzymając pod
rękę jakąś uśmiechniętą kobietę. Uświadomił sobie, że Gerard nosił bardzo
podobny. Wręcz identyczny, przynajmniej tak mu się zdawało z takiej odległości.
Przypomniał sobie tamtą kawę, lokal, postać mężczyzny, zapach. Wszystko, jak
gdyby co dopiero wyszedł stamtąd. Ton jego głosu, czarne kosmyki opadające na
czoło, które przysłaniały jego oczy, gdy pochylał głowę.
Nagle coś go
szturchnęło w kolano. Healer trzymała w zębach jego zniszczony podkoszulek,
który miała zwyczaj strzępić. Zawiązał z niego pęk i rzucił jej w głąb
mieszkania, a ona pobiegła, stukając pazurami o podłogową sklejkę. Rzuciła się
na niego i chwyciła w zębiska. Zaczęła nim miotać na prawo i lewo, jakby był co
dopiero upolowaną ofiarą, po czym uderzyła szmatką w ścianę. Dopiero potem,
machając ogonem zabrała nieszczęsną koszulkę i położyła Frankowi pod nogi. W
takich momentach zastanawiał się, czy na pewno nadał jej dobre imię. Nazwał ją
przecież Uzdrowicielka. A ona
uwielbiała coś zupełnie innego.
Usłyszał rzężący dzwonek do drzwi i poderwał się z krzesła
jak porażony. Nieco zaniepokojony wyszedł z mieszkania, zbiegł po schodach,
Healer podążyła za nim i już po chwili stanął na kamienicznym ganku. Przyszedł
kurier z jakąś paczką, podpisał więc potwierdzenie odbioru i zabrał ją na
górę. Wrócił do kuchni i położył kartonik na środku stołu. Był lekki, oklejony taśmą.Wziął nożyk z
kuchennej szuflady i rozciął pudełko. W środku leżał sznur, zaniepokojony
wyciągnął go. Na jednym z jego końcówek ktoś zawiązał bardzo charakterystyczny
węzeł.
- Bardzo śmieszne. Głupi żart. Bardzo głupi. – powiedział do
siebie i wyrzucił paczkę do kosza na śmieci.
~
jeszcze raz przepraszam za brak sprawdzenia. Ale po prostu miałam potrzebę dodania czegoś.
I tak, Gerdowi się nudzi.
Przeczytałam, zalogowałam się na konto i piszę komentarz. Bardzo dobrze napisany, wychwyciłam tylko jeden błąd, ale jest on tak drobny, że nie zamierzam ci nim nawet zawracać głowy. Czytało się bardzo lekko i przyjemnie. Jak widzę Gerard ma świetne pomysł - doprawdy, marzę o takiej paczce. A Franio ma cudną psiunię, niczym gwiazdka z nieba w pochmurną noc.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i innych równie ważny, a nawet ważniejszych rzeczy!
xoxo.
super XD kocham to opowiadanie i .. wstawiaj szybciej więcej i wgl, nie moge sie doczekać! :3
OdpowiedzUsuńTsa, bardzo śmieszny żart, doprawdy... -_-
OdpowiedzUsuńNie no, ale tak na serio, to rozdział jak zwykle świetny, owiany tajemnicą i łatwo się go czyta. Weny życzę i dodawaj szybko następne rozdziały, kochana! <3
Gerardowi się nudzi. Ale w sumie szpiegowanie młodego jest dobrym pomysłem...
OdpowiedzUsuńSznur szubieniczny? Ktoś ma specyficzne poczucie humoru.
Błędów nie dostrzegłam a rozdział był na prawdę dobry, nie mogę się doczekać kolejnego. Mimo, że tak szybko dodajesz :)
Hej, jest dobrze! Serio! Gerd jest trochę śmieszny, nie rozumiem go czasami, ale mimo to, lubię go jak i całego Chłopca z Tatuażem <3
OdpowiedzUsuńDlaczegóż to ja tego wcześniej nie skomentowałam? Zła ja :<. Co nie znaczy, że nie czytałam! Przecież wiesz, że śledzę twoją twórczość na bieżąco. Cóż, teraz to już niewiele mogę napisać, ale podoba mi się to. Gee jest creepy, Frank ma lekką paranoję. Wszystko tak, jak lubię :D.
OdpowiedzUsuńxoxo Kot