niedziela, 12 maja 2013

Chłopiec z Tatuażem. Rozdział Drugi.


Dodaję rozdział bez bety, więc przepraszam, jeśli pominęłam jakieś błędy, ale po prostu nie chce mi się tego podawać dalej i czekać, po prostu chcę dodać rozdział i koniec. Zgłaszać, jak coś widzicie. Miłego czytania. Rozdział jest krótki, ale gdybym cokolwiek tam upchnęła to byłoby sztucznie.
Piosenka na dzisiaj? Może będę mainstream'owa, ale jakoś dzisiaj mogę słuchać tylko tego:
Imagine Dragons - Radioactive

~
Chłopiec z tatuażem.
Rozdział Drugi.




      Frank Iero, lat 19.

      Zna się na truciznach (?).

      Jego smukła dłoń zręcznie poruszała się po kartce, kreśląc kolejne litery. Pisał piórem. Miał do nich jakiś sentyment.

      Nie przepada za muzyką elektroniczną.

      Krytycznym wzrokiem spojrzał na to, co napisał. Nic konkretnego, jego prywatne śledztwo nie posunęło się praktycznie o krok.

      Boi się/Nienawidzi/Gardzi Way’ami.

      Dopisał. Wpatrzył się w martwy punkt za oknem, starając się wywnioskować coś jeszcze. Nie wiedział, po co mu było to wszystko, w końcu tamten chłopak był nieważny, do niczego mu nie potrzebny. Dzieciak. Rozważał jeszcze kilka różnych opcji, skąd mógłby dowiedzieć się czegoś więcej. Kartoteka! Zabłysnęła jedna z jego myśli. Kartoteka policyjna. Mógłby spróbować się do niej dostać, musiałby odpowiednio porozmawiać… z kilkoma osobami. Uśmiechnął się lekko, na myśl, jak wysoko postawił sobie poprzeczkę.
Odłożył pióro, upił łyk herbaty, która zdążyła już wystygnąć i chwycił za ołówek. Przymknął na chwilę oczy, by przypomnieć sobie rysy twarzy kelnera. Nakreślił kontur, linię szczęki, ołówek delikatnie skrobał o nieco ziarnistą fakturę kartki. Nie dociskał go, gdyż chciał, by w razie konieczności mógł łatwo wymazywać i poprawiać linie. Miał zamiar narysować portret, jednak skoro chłopak nie zgodził się mu pozować, musiał polegać na własnej pamięci. Uznał, że za każdym razem gdy będzie widział czarnowłosego zapamięta inny detal i tym sposobem wykona swoje dzieło. Nie miał nic lepszego do roboty, wcześniej pracował wraz z kilkoma osobami nad komiksem, jednak nie chciał jeździć z nimi po kraju, by go promować. Wystarczyło mu to, co dostawał ze sprzedaży. Dom miał na własność, a spadek po matce na koncie. Żyć nie umierać.
       Wstał z miejsca i przeszedł się wzdłuż swojego gabinetu. Obrócił się nagle na pięcie, zatrzymując się pośrodku pomieszczenia. Mógł przecież spróbować jeszcze jednej metody, która by pomogła mu chociaż poznać adres zamieszkania chłopaka. Zacząć go śledzić. To byłoby sprytne posunięcie. Mógłby kogoś wynająć, ale nie prywatnego detektywa. Ci byli za drodzy i nie zawsze dobrzy, często budzili podejrzenia. To musiał  być ktoś szary, wtapiający się w tło, jakiś pijaczek, bądź chłopiec na rowerze. Chłopiec! Dzieci były dobrym rozwiązaniem. Bystre, nie trzeba im wiele płacić, same w sobie były chętne by zrobić coś ‘nadzwyczajnego’. Owszem, część wyuczona została w kierunku, by nie słuchać obcych, nie zadawać się z nimi, lecz wystarczyło znaleźć któreś z biedniejszej części miasta a z ochotą zrobi wszystko, by otrzymać zapłatę. Spojrzał na zegarek, była godzina dwudziesta, leniwego sobotniego wieczora. Miał zamiar wyjść i kupić w swojej ulubionej papierni czarną teczkę, by móc gromadzić w niej wszystko, co o chłopaku mu się uda zdobyć, lecz z westchnieniem stwierdził, że już została zamknięta. Trudno, na razie jego biurko musiało pełnić tę rolę, przynajmniej do poniedziałku. Postanowił, że jutro uda się na niedaleki spacer, by poszukać odpowiedniego szpiega. Wyszedł z gabinetu i skierował swoje kroki do salonu, gdzie pozostawił kilka książek, jakie chciał przeczytać. Nie miał nic innego do roboty, więc zagłębienie się w lekturze zdawało się mu być idealnym wyjściem.
      Opatulił się kocem i sięgnął po jakiś kryminał. Po pewnym czasie jednak zasnął, wtulony w oparcie kanapy.


     Spał, lecz snem odmiennym, niż ten, którym śnił dziewiętnastoletni chłopak.


       Ten był szczelnie okryty kołdrą, a obok niego spał sporych rozmiarów pies,  samiczka, mieszaniec Golden Retrievera. Frank przygarnął ją gdy tylko zamieszkał w mieście, była naprawdę lojalną towarzyszką. Gdy był w pracy, pilnowała podwórza prawie opustoszałej kamienicy, gdy wracał, czekała na niego w bramie, po czym już nie odstępowała prawie na krok. Gdy wychodzili we dwoje na spacer, warczała na tych, którzy zbliżali się zbytnio do chłopaka. Musiał kupić jej kaganiec, gdyż obawiał się, że mogłaby kogoś zranić. Był wdzięczny za takie ‘oddanie’. Była jedyną istotą, która znała wszelkie bóle chłopaka.Opowiadał jej to, co leżało mu na sercu, pomimo tego, że nie mógł domagać się jakiejkolwiek odpowiedzi po za położeniem pyska na kolanach. Dzięki niej czuł się chociaż odrobinę mniej samotny.
       Obudził się, gdy jeszcze słońce nie zdążyło dobrze rozświetlić świata. Otworzył oczy i sapnął, wtulając twarz w materiał pościeli. Pies podniósł głowę i zamerdał ogonem widząc, że pan przestał spać.
       - Czemu dzień musi odnawiać się co ranek? Nie chcę. – powiedział do Healer, gdyż tak na imię miała suczka i podniósł się do pozycji siedzącej – Co moja psino? Dobrze się spało? – pies nie przestawał uderzać ogonem w materac, uważnie obserwował właściciela z lekko uniesionymi uszami, wychwytującymi znajomy głos – Chyba dobrze. Mnie też nie było źle. – wstał i skierował swoje kroki do łazienki. Zwierzę zeskoczyło z łóżka i rozprostowało się na podłodze. Był to poranek, taki poranek, jakie mieli przyjemność przeżywać już dłuższy czas.
      Wyszedł z domu, zostawiając psa przy bramie i ruszył przed siebie. Szybkim i pewnym siebie krokiem przemierzał ulice z naciągniętym na głowę kapturem. Potrzebował się przejść, choćby i tylko kilka przecznic.       Miasto dopiero się budziło, ulice jeszcze nie były przepełnione samochodami. Zimne, rześkie powietrze przewiercało jego nozdrza i trafiało do płuc, jego serce spokojnie biło w klatce z kości. Ręce swobodnie zwisały mu wzdłuż ciała i kołysały się równo z krokami. Szedł, aż nie trafił na przedmiejski cmentarz.                   Przyjrzał się po raz setny kamiennym płytom. Lubił je. Chciałby, żeby po śmierci też ktoś mu postawił taki nagrobek. Jego nadzieja leżała w rękach Jeffa, bo on prawdopodobnie byłby jedyną, nie licząc psa, osobą, która by się choć trochę przejęła i zgodziła się zająć pochówkiem. Nigdy jednak nie poprosił go o to wprost. Jakby wstydził się trochę.
      Wrócił do domu.
      Wspiął się po skrzypiących schodach, omijając spróchniałe stopnie.
       Otworzył drzwi.
      Spojrzał w wiszące naprzeciw niego lustro.
      Miał ochotę je rozbić.
      Powstrzymał się jednak. Poszedł zrobić sobie kanapkę i kubek pachnącej kawy. Siedział na krześle i wpatrywał się w krajobraz za oknem, chmury na niebie i ludzi, którzy powoli zaczynali wychodzić na ulicę. Na dzieci, które posłusznie szły za rękę z rodzicami do kościoła. Niedziela, spokojna i pełna wszechobecnego zrozumienia. To było aż dziwne, że miasto na jeden dzień, jakby dla rozrywki zmieniało swą brutalną mentalność na tę bardziej ułożoną. Nawet ci, którzy zazwyczaj się ze sobą bili, kłócili i ciągle pokazywali, jak bardzo się nienawidzą,  dawali sobie spokój na ostatni dzień weekendu. To był czas, gdzie trzeba było odpoczywać, przed nadchodzącym tygodniem.Odetchnąć.
      Jednak Frank wolałby się udusić.
      Dostrzegł po przeciwnej stronie mężczyznę, który przemierzał ulice w czarnym płaszczu, trzymając pod rękę jakąś uśmiechniętą kobietę. Uświadomił sobie, że Gerard nosił bardzo podobny. Wręcz identyczny, przynajmniej tak mu się zdawało z takiej odległości. Przypomniał sobie tamtą kawę, lokal, postać mężczyzny, zapach. Wszystko, jak gdyby co dopiero wyszedł stamtąd. Ton jego głosu, czarne kosmyki opadające na czoło, które przysłaniały jego oczy, gdy pochylał głowę. 
      Nagle coś go szturchnęło w kolano. Healer trzymała w zębach jego zniszczony podkoszulek, który miała zwyczaj strzępić. Zawiązał z niego pęk i rzucił jej w głąb mieszkania, a ona pobiegła, stukając pazurami o podłogową sklejkę. Rzuciła się na niego i chwyciła w zębiska. Zaczęła nim miotać na prawo i lewo, jakby był co dopiero upolowaną ofiarą, po czym uderzyła szmatką w ścianę. Dopiero potem, machając ogonem zabrała nieszczęsną koszulkę i położyła Frankowi pod nogi. W takich momentach zastanawiał się, czy na pewno nadał jej dobre imię. Nazwał ją przecież Uzdrowicielka. A ona uwielbiała coś zupełnie innego.
      Usłyszał rzężący dzwonek do drzwi i poderwał się z krzesła jak porażony. Nieco zaniepokojony wyszedł z mieszkania, zbiegł po schodach, Healer podążyła za nim i już po chwili stanął na kamienicznym ganku. Przyszedł kurier z jakąś paczką, podpisał więc potwierdzenie odbioru i zabrał ją na górę. Wrócił do kuchni i położył kartonik na środku stołu. Był lekki, oklejony taśmą.Wziął nożyk z kuchennej szuflady i rozciął pudełko. W środku leżał sznur, zaniepokojony wyciągnął go. Na jednym z jego końcówek ktoś zawiązał bardzo charakterystyczny węzeł.
      - Bardzo śmieszne. Głupi żart. Bardzo głupi. – powiedział do siebie i wyrzucił paczkę do kosza na śmieci.

~

jeszcze raz przepraszam za brak sprawdzenia. Ale po prostu miałam potrzebę dodania czegoś.
I tak, Gerdowi się nudzi.

6 komentarzy:

  1. Przeczytałam, zalogowałam się na konto i piszę komentarz. Bardzo dobrze napisany, wychwyciłam tylko jeden błąd, ale jest on tak drobny, że nie zamierzam ci nim nawet zawracać głowy. Czytało się bardzo lekko i przyjemnie. Jak widzę Gerard ma świetne pomysł - doprawdy, marzę o takiej paczce. A Franio ma cudną psiunię, niczym gwiazdka z nieba w pochmurną noc.

    Życzę weny i innych równie ważny, a nawet ważniejszych rzeczy!

    xoxo.

    OdpowiedzUsuń
  2. super XD kocham to opowiadanie i .. wstawiaj szybciej więcej i wgl, nie moge sie doczekać! :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Tsa, bardzo śmieszny żart, doprawdy... -_-
    Nie no, ale tak na serio, to rozdział jak zwykle świetny, owiany tajemnicą i łatwo się go czyta. Weny życzę i dodawaj szybko następne rozdziały, kochana! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Gerardowi się nudzi. Ale w sumie szpiegowanie młodego jest dobrym pomysłem...
    Sznur szubieniczny? Ktoś ma specyficzne poczucie humoru.
    Błędów nie dostrzegłam a rozdział był na prawdę dobry, nie mogę się doczekać kolejnego. Mimo, że tak szybko dodajesz :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej, jest dobrze! Serio! Gerd jest trochę śmieszny, nie rozumiem go czasami, ale mimo to, lubię go jak i całego Chłopca z Tatuażem <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Dlaczegóż to ja tego wcześniej nie skomentowałam? Zła ja :<. Co nie znaczy, że nie czytałam! Przecież wiesz, że śledzę twoją twórczość na bieżąco. Cóż, teraz to już niewiele mogę napisać, ale podoba mi się to. Gee jest creepy, Frank ma lekką paranoję. Wszystko tak, jak lubię :D.
    xoxo Kot

    OdpowiedzUsuń